niedziela, 25 marca 2012

Spotkania autorskie z Larą la Voe

Lara la Voe – polska powieściopisarka, która w wieku 19 lat zadebiutowała powieścią „3 płatki kamelii”.

Życie i twórczość
Lara la Voe, a właściwie Sandra Stempniewska, urodziła się 15 czerwca 1992 roku w Zielonej Górze.
Przez długi czas największą miłością młodej autorki było aktorstwo, od najmłodszych lat próbowała swoich sił na szkolnych scenach, dopiero  w 2009 roku związała się z Teatrem Lubuskim, gdzie wraz z grupą teatralną Proforma, szkoliła warsztat aktorski i występowała w happeningach promujących spektakle, pod opieką aktorki Olgi Paszkowskiej.
W wolnych chwilach tworzyła również wiersze i opowiadania, jej teksty poetyckie kilkukrotnie były wyróżniane i nagradzane na łamach wielu literackich konkursów.
Pod koniec roku 2007 stworzyła swoją pierwszą bohaterkę późniejszej powieści „3 płatki kamelii” Kathy Kalwin, a cała historia rozpoczęła się na forum internetowym o charakterze gry RPG poświęconej serialowi „Zagubieni”. Niebanalna, pozbawiona chronologii fabuła i bohaterowie przedstawiający świat w niezwykły sposób, przypadła do gustu użytkownikom, a później również redakcji wydawnictwa Novae Res, które wydało powieść „3 płatki kamelii” pod patronatem portalu i stowarzyszenia Sztukater w listopadzie 2011 roku, a Sandra Stempniewska, przybrała pseudonim artystyczny Lara la Voe. Wbrew pozorom, fikcyjne nazwisko nie ma na celu ukrycie prawdziwej tożsamości Sandry, z pseudonimem wiąże się bowiem literacka historia, którą pisarka ma zamiar ukazać w formie związku frazeologicznego w kolejnej powieści. Lara la Voe nie ma zamiaru spocząć na laurach po swoim debiucie i już teraz pracuje nad kolejną, tajemniczą książką.

Inspiracje
Lara la Voe określa swoją powieść literackim barokiem, który poza przepychem – emocjonalnym - nie ma z epoką zbyt wiele wspólnego. Prawdziwą inspiracją autorki jest Romantyzm z czołowymi przedstawicielami George Sand i Aleksandrem Dumas synem, w twórczości pisarki widoczne są również cechy dekadentyzmu i zafascynowanie modernizmem. Wśród ulubionych artystów Lary la Voe znajduje się również Salvador Dali, ponadto ceni postaci Kleopatry VII i jest wielką obrończynią honoru tragicznej francuskiej królowej Marii Antoniny i paryskiej kurtyzany „Damy Kameliowej” Marie Duplessis. W swojej twórczości stara się również oddać hołd powyższym postaciom.




wtorek, 20 marca 2012

Wiedźma.com.pl - Ewa Białołęcka

Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 360
Ocena: 5/6

Jak wiadomo nie od dziś, wszystko co ma wiedźmę w tytule lub treści musi zostać przeze mnie przeczytane. Było więc tylko kwestią czasu, kiedy i „wiedźma.com.pl” trafi w moje ręce. I wreszcie trafiła, za sprawą Włóczykijki. Nie było żadnych rozczarowań ani zaskoczeń, spodziewałam się dobrej, polskiej, wiedźmowatej fantastyki i taką dostałam!

Reszka jest typowo miejskim stworzeniem, uzależnionym od Internetu i innych osiągnięć cywilizacji. Samotnie wychowuje kilkuletniego syna, mieszka kątem u rodziców i cierpi na chroniczny brak środków finansowych. Pewnego pięknego dnia dostaje wiadomość o spadku. Okazuje się, że jakaś nieznana ciotka zostawiła jej dom. Reszka już nawet zaczęła się trochę cieszyć, bo pojawiła się opcja normalnego domu dla jej syna. Jedzie więc do tajemniczej Czcinki, której nie ma nawet na mapie. A tam zastaje starą chałupkę, bez takich nowoczesnych sprzętów jak lodówka czy pralka, oraz – o zgrozo! – bez Internetu. Jest za to dziwny bunkier w sypialni i dziwni mieszkańcy, którzy sprawiają wrażenie, jakby bali się nowej sąsiadki. A to dopiero początek atrakcji, jakie ma do zaoferowania zmarła ciotka, która jak się okazuje, była wiedźmą. I wszystko wskazuje na to, że Reszka przejęła jej zdolności. Sprowadzi to na nią masę kłopotów, ale jak się szybko przekonamy – nie wystarczy kilka duchów żeby ją przestraszyć.

Reszka wzbudza sympatię już od pierwszych stron. Swoim sposobem bycia i poczuciem humoru sprawia, że nie raz przyjdzie nam wybuchnąć śmiechem w trakcie lektury. Rozrywki dostarczą nam też jej doświadczenia z miejscowymi duchami, magią i przysłowiowymi trupami w szafie. Powieść pochłania czytelnika bez reszty i stwierdzenie, że z nią zdradzicie nawet swój komputer jest jak najbardziej zgodne z prawdą. Nie sposób się od niej oderwać.
Autorka świetnie poradziła sobie z tą historią, i mam nadzieję, że kiedyś będzie miała ochotę powrócić do Czcinki. Jestem bardzo ciekawa, co tam słychać u bohaterów.

Kiedyś Archer napisała do mnie list na temat tej książki. Zadała mi wtedy pytanie, czy jako mała dziewczynka chciałam być księżniczką czy może raczej wiedźmą. I może dokładnie tego nie pamiętam, bo jednak dzieckiem byłam lata temu, ale jestem pewna, że będąc małą dziewczynką powiedziałabym, że wiedźmą. Bo historie, w których żyli długo i szczęśliwie wydawały się takie nudne. Zdecydowanie wolałam czytać o Merlinie i innych czarnoksiężnikach.
Dlatego z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu, kto wybrałby tę bardziej magiczną wersję życia. Bo u Ewy Białołęckiej czarownica nie biega w długiej szacie, kapeluszu i z różdżką. Jej życie i problemy są do bólu normalne [no może poza duchami biegającymi po podwórku], tylko sposób w jaki może sobie z nimi radzić jest dość niezwyczajny.
Ta książka zdecydowanie powinna wędrować dalej, choćby po to, żeby poprawiać humory po ciężkim dniu i odciągać od szarości dnia codziennego ;)

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki akcji Włóczykijka.

sobota, 17 marca 2012

Pomiędzy światami - Jessica Warman

Tytuł oryginału: Between
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 448
Ocena: 5/6

Poznajcie Liz Valchar. Gwiazda szkoły, popularna, bogata, powszechnie lubiana. Najlepsze ciuchy, samochód, życie. Tylko czy to idealne życie, którego wielu jej zazdrości na pewno jest takie idealne?
Liz budzi się po imprezie w swoje osiemnaste urodziny i odkrywa, że stała się niewidzialna dla innych ludzi. Widzi ją tylko jeden chłopak, który pojawił się znikąd. Problem w tym, że ten chłopak zginął rok wcześniej, wygląda więc na to, że podzieliła jego los. Nawet, kiedy znajduje swoje martwe ciało w wodzie nie chce uwierzyć, że to prawda. Utknęła pomiędzy światami, z chłopakiem, który jej nienawidzi, nie pamięta jak umarła, nie ma pojęcia, dlaczego po śmierci spotkała akurat Alexa i nie ma pomysłu jak się tego dowiedzieć.  Jedyną „rozrywką” jest dla nich obserwowanie życia bliskich Liz, oraz krótkie wycieczki we wspomnienia. To właśnie we wspomnieniach dziewczyna musi znaleźć odpowiedzi, tymczasem każda wycieczka w przeszłość przynosi coraz więcej pytań. Razem z Liz i Alexem będziemy obserwować wydarzenia po jej śmierci, składać wspomnienia i próbować stworzyć sensowną całość z tej skomplikowanej układanki.

W tej książce akcja nie rozkręca się leniwie wprowadzając nas w świat powieści, dostajemy mocny początek historii, gdzie główna bohaterka znajduje swoje zwłoki. A potem jest jeszcze ciekawiej. Utopiła się przez przypadek, czy może ktoś jej pomógł? Ciekawym procesem jest poznawanie Liz. Na początku widzimy tylko pustą, rozpieszczoną panienkę, która widząc swoje zwłoki załamuje się, że kiepsko będzie wyglądać w trumnie. Dziewczynę, która nie liczyła się z niczym i nikim, a jej ulubioną szkolną rozrywką było znęcanie się nad mniej popularnymi uczniami, która zawsze dostawała wszystko, czego zapragnęła.
Z czasem przekonamy się jednak, że zostały w niej jeszcze jakieś resztki człowieczeństwa, w dużej mierze będzie to zasługa Alexa, który pokaże jej, jak wyglądało życie z tej drugiej nie-popularnej strony. Poznamy lepiej jej przeszłość, a szczególnie dzieciństwo i dzięki temu trochę łatwiej będzie nam ją zrozumieć.

Zaskoczyła mnie ta powieść. Spodziewałam się zwyczajnego przekopywania się przez wspomnienia martwej dziewczyny, żeby dowiedzieć się jak umarła. Tymczasem autorka nie tylko zaskakuje zwrotami akcji, ale też porusza wiele trudnych i istotnych dla nastolatka tematów. Od dziecka, które bardzo wcześnie traci matkę, przez anoreksję, aż do powolnego wykańczania się psychicznie i fizycznie przez poczucie winy, nie dające o sobie zapomnieć.

Zaręczam, że jest to naprawdę dobry thriller paranormalny, i mimo, że skierowany do młodzieży, może spodobać się też starszym czytelnikom. Może i da się domyślić, co spotkało Liz, albo dlaczego to akurat Alex czekał na nią po śmierci, ale i tak czeka na czytelnika wiele zaskakujących momentów. Oraz oczywiście ciekawa i dobrze napisana historia. Zdecydowanie jedna z lepszych książek dla młodzieży wydanych ostatnio. Nie jest banalna, nie jest romansidełkiem dla nastolatek, ma do przekazania kilka cennych wartości oraz zmusza do myślenia. Więcej takich książek dla młodego czytelnika! Mądrych i z przesłaniem. Polecam!

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Prószyński i S-ka

sobota, 10 marca 2012

Dziewczynka, która widziała zbyt wiele - Małgorzata Warda

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 320
Ocena: 5,5/6

Tyle dni minęło od przeczytania tej książki, a ja nadal nie mam pojęcia jak ubrać w słowa moje co do niej odczucia. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Wardy, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Dlatego wrażenie, jakie wywarła na mnie ta powieść było wielkim zaskoczeniem. Bardzo cenię sobie autorów, którzy nie boją się poruszać tak trudnych tematów, a do tego robią to tak umiejętnie i z wyczuciem.

Tytułowa dziewczynka to Ania. Zanim dowiemy się, co takiego zobaczyła, przyjdzie nam się zmierzyć z wszystkimi tragediami jakie wydarzyły się w jej życiu. Zdecydowanie zbyt wiele  złych rzeczy jak na jedną nastoletnią dziewczynę. Poznamy też jej starszego brata Aarona, jedynego przyjaciela i jedyne wsparcie na jakie mogła liczyć. Bo dosyć szybko okaże się, że dorośli nie zawsze są godni zaufania, nawet jeśli jest to najbliższa rodzina. Ich matka nie potrafi wygrzebać się z depresji po śmierci męża, więc swoich dzieci praktycznie nie zauważa. Jest jeszcze Gabi, siostra ich ojca. Zawsze pomagała jak mogła i zajmowała się nimi w czasie, kiedy matka trafiała do szpitala. Problem w tym, że kiedy dzieci naprawdę potrzebowały pomocy, nawet ona odwracała wzrok.
To były te momenty, kiedy wszystko się we mnie gotowało. Bo przecież granie szczęśliwej rodziny jest ważniejsze niż krzywda dziecka. Przecież kiedy będziemy udawać, że nic się nie stało, to problem zniknie. I tak, dzieci pozbawione jakiejkolwiek pomocy, mogły liczyć tylko na siebie. To Aaron zawsze dbał o Anię, prowadził przez życie za rękę, opiekował się nią i robił wszystko żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Dlatego kiedy to jemu dzieje się krzywda, młodsza siostra postanawia ten jeden raz zebrać całą odwagę, jaką w sobie ma i zrobić wszystko, żeby zło, które spotkało jej brata odeszło.

Najbardziej przerażające w tym wszystkim jest to, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Możemy sobie podczas lektury do woli powtarzać „to tylko książka”, ale nie zmieni to faktu, że niejedna taka Ania i niejeden Aaron naprawdę żyje na tym świecie. I ta książka nam to boleśnie uświadamia. Autorka wcale nie musi opisywać wydarzeń z najdrobniejszymi szczegółami, często pozostawia dalsze wydarzenia naszej wyobraźni i to działa zdecydowanie na korzyść powieści. Nie atakuje nas nadmierną przemocą i brutalnością, a i tak przekazuje to, co przekazać miała. Nie jest to łatwa lektura, ale jakże potrzebna! Zmusza do myślenia, uświadamia jak często ludzie wolą udawać, że nie widzą tego, co dzieje się pod ich nosem, żeby przypadkiem nie musieli zareagować i jakoś pomóc. Przecież obojętność jest dużo lepszym rozwiązaniem.
Nie da się ukryć, że autorka ma ogromny talent, do przedstawiania trudnych tematów w sposób bardzo wiarygodny. Momentami ma się wręcz wrażenie, że musiała mieć już z taką sytuacją do czynienia, bo niemożliwe, żeby tak doskonale się w niej odnalazła. Tak umiejętnie opisała uczucia bohaterów i targające nimi emocje, że naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. Dużo mogłabym jeszcze dodać do tej plątaniny myśli, ale chyba jest już wystarczająco chaotycznie. Wiedzcie po prostu, że jest to naprawdę świetna książka, po którą warto sięgnąć bez zastanowienia!

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Prószyński i S-ka. 


wtorek, 6 marca 2012

Invocato - Agnieszka Tomaszewska

Tom: 1
Wydawnictwo: Bullet Books
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 464
Ocena: 5.5/6

„Invocato” to jedna z tych książek, które zaczynamy czytać i nie mamy bladego pojęcia czego się spodziewać. Niby mamy opis na okładce i jest on bardzo zachęcający, budzi naszą ciekawość, ale tak naprawdę nie mówi nam nic o tym, co czeka nas podczas lektury. Lubię tę niepewność, mimo, że czasami wraz z kolejnymi stronami przychodzi rozczarowanie. W tym przypadku na szczęście tak nie było. Wręcz przeciwnie, z każdą kolejną stroną lektura pochłaniała mnie coraz bardziej i konieczność oderwania się od niej była dla mnie wielką niesprawiedliwością.

Poznajcie Lilith Novak, zwaną Burą. Nic o niej nie wiemy, poza tym, że zrobi wiele, żeby dostać się do Miasta Samobójców. W nowym świecie trafia na kapitana posterunku, którego żołnierze zabijają demony żerujące na samobójcach. Bura  czuje, że to właśnie chciałaby robić, a jak się szybko przekonamy jest bardzo upartą osóbką. I tak oto małe, młode dziewczątko trafia do oddziału dowodzonego przez najbardziej wpływowego faceta w tym świecie – Koshego. A Koshe dopiero teraz, kiedy ma Burą w swojej drużynie, zaczyna poznawać granice swojej cierpliwości.
Agnieszka Tomaszewska przeniesie Was w bardzo brutalny i mroczny świat, do którego właśnie to małe, niepozorne dziewczę wniesie odrobinę radości.

Zachwycona jestem tą książką. Tak po prostu. Pomysł genialny, oryginalny. Historia właśnie taka jak lubię. Pokochałam głównych bohaterów, wszystkich, bez wyjątku i bardzo ciężko było mi się z nimi rozstawać. Zachwyciłam się humorem, ironią, dialogami. I nie raz zdarzyło mi się wybuchnąć śmiechem. To jest właśnie to, czego potrzebowałam. Genialne urban fantasy, i to polskie!

Żeby nie było, że tylko słodzę. Wady też są, ale też jakoś nieszczególnie mi przeszkadzały. Czasami autorka przesadzała z tajemniczością, bo parę razy miałam wrażenie, że może umknęła mi strona bo nie mam bladego pojęcia o co chodzi, albo nie rozumiem reakcji bohatera. A to po prostu była zapowiedź czegoś, co wyjaśni się np. za kilkadziesiąt stron. Trochę dezorientujące są takie przeskoki. A skoro już o dezorientacji mowa, to bywało też, że nie było wiadomo, kto wypowiada daną kwestię, albo kogo dotyczy czytany fragment. Ale natrafiałam na to sporadycznie, więc dało się z tym żyć.

Zresztą, przy moim uwielbieniu do bohaterów, mogłam przymknąć oko na niedoskonałości stylistyczne. Mimo wad, nie da się ukryć, że jest to świetna powieść, pełna akcji, genialnych dialogów, humoru i testosteronu ;) Bo to właśnie dzięki kolegom z drużyny Burej ciężko mi się było od książki oderwać. Każdy tak bardzo różny od reszty, a mimo to żyją i pracują razem, i są dla siebie jedyną rodziną. Dogryzają sobie, robią na złość a i tak wiadomo, że jeden za drugiego oddałby życie. Aż żałuję, że nie mogę ich spotkać w prawdziwym świecie.

Co tu dużo mówić – polecam gorąco i z czystym sumieniem. Mam nadzieję, że też się zachwycicie. A mi pozostaje czekać z niecierpliwością na kolejną część, i oby ukazała się jak najszybciej!

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Bullet Books