poniedziałek, 23 września 2013

Dave Grohl. Nirvana & Foo Fighters – Martin James

Tytuł oryginału: Dave Grohl. Foo Fighters, Nirvana & Other Misadventures
Cykl/Seria: Gwiazdy sceny
Wydawnictwo: Anakonda
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 304
Ocena: 5/6

Oto skończyłam czytać biografię Dave’a. I teraz przy dźwiękach płyty „Echoes, Silence, Patience & Grace” mam zamiar napisać recenzję, problem tylko w tym, że chcę tyyyyyyle przekazać, a pewnie jak zwykle przy takich okazjach nie będę miała pojęcia, jak to wszystko ubrać w słowa.

Zacznę od pytania, czy jest może na sali ktoś, kto nie zna Dave’a Grohla? Jeśli tak może wyjść ;) Albo nie, proszę zostać. Jest to osoba na tyle fascynująca, że nawet jeśli nie wiesz, kim jest, to zaręczam, że warto się dowiedzieć.
Wokalista i gitarzysta Foo Fighters. Karierę rozpoczął już będąc nastolatkiem. Grał najpierw w Freak Baby, potem Mission Impossible i Dain Bramage. Aż w końcu przyszedł czas na granie ze swoimi idolami – grupą Scream. Potem nadeszły dni jeszcze większej chwały – Nirvana. Wielu osobom się wydawało, że tragiczne zakończenie działalności Nirvany to dla jej członków koniec kariery. Ale śmiało można powiedzieć, że dla Grohla to dopiero początek świetlanej przyszłości. Gdybym miała wymieniać każdy jego projekt i każdego muzyka, z którym nagrywał bądź jeździł w trasy to lista byłaby dłuższa, niż ta recenzja. Powiem tylko, że lista nazwisk jest naprawdę imponująca i jeśli prześledzi się karierę Grohla, to można stwierdzić, że jest jednym z najbardziej aktywnych muzyków wśród rockowej braci.  

Trochę się obawiałam, że mimo, iż jest to biografia Dave’a Grohla, większość będzie poświęcona Nirvanie i Kurtowi. Na szczęście nie. Oczywyście, nie da się uniknąć wspomnienia o tym, to w końcu bardzo ważny etap w życiu Dave’a, zarówno zawodowym, jak i prywatnym. Ale wspomnienia o Nirvanie prawidłowo zajmują tylko niewielki fragment książki i nie przyćmiewają reszty dokonań Grohla. I nie żebym ja miała z Nirvaną jakiś problem, wręcz przeciwnie. Uwielbiam i doceniam do dziś. Jednak na temat zespołu i Kurta napisano już tyle, że nic więcej już chyba się nie da. Dlatego miałam nadzieję, że biografia Dave’a, będzie w pełni o nim. I tak właśnie było.

Czytanie o tym facecie to sama przyjemność i nachodzi nas refleksja, że to musi być niesamowity człowiek. Mało jest muzyków, o których tak zupełnie szczerze myślę sobie „naprawdę chciałabym go poznać”. A Dave się zdecydowanie do nich zalicza. Z tego, co możemy dowiedzieć się od Martina Jamesa jest to naprawdę pozytywny, pełen pasji i energii człowiek. Miły dla wszystkich wokół, uśmiechnięty, skromny. A przy tym niezwykle utalentowany.
Lektura tej biografii to naprawdę sama przyjemność. A to już zasługa autora, któremu naprawdę szczerze należą się pochwały. Bo żeby powstała świetna biografia potrzeba dwóch rzeczy – fascynującej osobowości, o której można napisać i utalentowanego autora, który opisze życie tej osoby. Tutaj te dwa czynniki zdecydowanie występują, dlatego gorąco zachęcam do przeczytania, nawet jeśli nie jesteś wielkim fanem Grohla ;)


poniedziałek, 16 września 2013

Pretty Little Liars. Uwikłane- Sara Shepard

Nie wiem jakim cudem, ale publikując recenzje PLL pominęłam część 9. Przeczytana i napisana sta lat temu, a zalega na dysku od tego czasu. Toteż nadrabiam :)

Tytuł oryginału: Twisted. A Pretty Little Liars Novel
Cykl/Seria: Pretty Little Liars
Tom: 9
Wydawnictwo: Otwarte
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 328
Ocena: 5/6

Po traumatycznych wydarzeniach z poprzedniego tomu dziewczyny wraz z przyjaciółmi wyruszyła na wakacje na Jamajkę, gdzie miały spędzić beztrosko kilka tygodni. Jednak już po ich powrocie dowiadujemy się, że wcale nie było tak sielsko jak by się mogło wydawać. Dowiadujemy się, że podczas tych wakacji coś się wydarzyło, co prawda nie wiemy co, ale możemy się domyślać, że było to coś bardzo złego. Dziewczyny nie chcą o tym mówić, ani nawet myśleć. Czytelnik w trakcie lektury poznaje małe fragmenty, które niczym puzzle układają się w tragiczną całość. A. oczywiście także nie próżnuje i zdaje się robić wszystko, żeby kolejny mroczny sekret naszych bohaterek wyszedł na jaw. Tylko jeśli Ali nie żyje, to kto przesyła  kolejne wiadomości?

Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu lektury to wielkie wyrzuty sumienia, które nie opuszczają głównych bohaterek. Możemy się domyślić, że dziewczyny zrobiły coś bardzo złego, a rozważanie co to mogło być tylko wzmaga ciekawość. Jest to bardzo dobry zabieg, bo jednak ciężko utrzymać czytelnika w napięciu niezmiennie przez dziewięć tomów. A jednak pani Shepard nadal się to udaje. Może i seria powinna zakończyć się na ósmej części, ale skoro już autorka postanowiła pociągnąć dalej tę historię, to cieszę się, że nie poczułam się rozczarowana tym, co otrzymałam w „Uwikłanych”. Tylko właśnie, uwikłanych w co? Gwarantuję wam, że kiedy się tego dowiecie włos zjeży wam się na głowie.
Oczywiście poza wątkiem głównym każda z bohaterek boryka się też z własnymi problemami. Radzenie sobie z mroczną przeszłością i nie dającym o sobie zapomnieć A. zdaje się coraz bardziej przerastać nasze bohaterki. Ile jeszcze będą w stanie wytrzymać? Czy ich koszmar kiedyś się skończy? Czy będą miały odwagę przyznać się do wszystkiego, co zrobiły? Na te odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, jednak gwarantuję wam, że w międzyczasie spędzicie kilka godzin w niesamowitym napięciu, a na końcu jak zwykle zaniemówicie z wrażenia. Tak to już jest z tą serią, niby to tylko powieść dla młodzieży, niby nic nadzwyczajnego, a jednak ma w sobie coś, co nawet dorosłego czytelnika przyprawia o gęsią skórkę.
Powiewem świeżości jest też nowa bohaterka, która przyjeżdża do Noela na wymianę uczniowską. Namiesza ona w życiu Arii, oj namiesza.

W PLL najbardziej uwielbiam te momenty, w których czytam i ze zdumienia szczęka spada mi na podłogę. A takich momentów nie brakowało i nie brakuje do tej pory. Naprawdę cieszę się, że po raz kolejny się nie zawiodłam na tej serii, bo jednak z każdym kolejnym tomem mam coraz większe obawy, że autorka wyczerpała temat i teraz tylko odcina kupony. A pani Shepard ciągle udowadnia mi, że świetne pomysły nadal jej się nie skończyły. Oby tak dalej!

wtorek, 3 września 2013

Hotel Zaświat – Przemysław Borkowski

Seria/Cykl: Szpunt do Antałka
Wydawnictwo: Oficynka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312
Ocena: 3.5/6


Według informacji umieszczonych na okładce książki „Hotel Zaświat” to dzieło na miarę „Lśnienia” Kinga, albo i lepsze. Między innymi to mnie zaintrygowało, bo moim zdaniem mistrza horroru ciężko przebić. Sięgnęłam też z czystej sympatii, ponieważ bardzo lubię kabaretową twórczość Pana Borkowskiego. Pełna dobrych przeczuć i nadziei zaczęłam czytać i cóż… trochę się rozczarowałam.

Sama sceneria jest iście horrorowa. Główny bohater, Krzysztof, wraca do rodzinnej miejscowości, żeby sprzedać dom, w którym spędził dzieciństwo. Jest zabita dechami wioska w lesie. Jest tajemniczy hotel, dziwny człowiek z lasu i zwierzęta prowadzące do zwłok. Są wreszcie i same zwłoki, a raczej ich fragmenty. I jest tajemnica. I w tym wszystkim Krzysztof musi się odnaleźć i nie zwariować.
Sami powiecie, że na szybko streszczona historia ma potencjał. I owszem, potencjał jest, tylko z wykonaniem gorzej.

Chociaż też nie do końca. Bo wykonanie jest na wysokim poziomie, tylko niepotrzebnie ktoś to próbuje sprzedać jako horror. Bardzo tym zabiegiem skrzywdził ową powieść, bo horroru tu niestety za wiele nie uświadczymy. Zapewniam Was, że jeśli ktoś zęby zjadł na powieściach grozy, to leżące w trawie ucho go nie wystraszy. To bardzo fajna i sentymentalna opowieść o dorosłym mężczyźnie, który wyjechał z małej miejscowości i ułożył sobie życie w wielkim mieście. Założył dom, rodzinę. I teraz po latach wraca na ową wieś, sprzedać dom, w którym się wychował. W trakcie pobytu wybiera się na wycieczki ścieżkami swojego dzieciństwa. A że na tych ścieżkach czasem znajdzie jakiś fragment zwłok, to już inna historia.

Ja tej książki nie czuję. Pewnie dlatego, że nastawiłam się na horror, a zupełnie coś innego dostałam. Zamiast delektować się naprawdę dobrze napisaną opowieścią, ja ciągle czekałam, aż mnie wreszcie coś przestraszy. I się nie doczekałam niestety, a jedyne zbliżone do horroru wydarzenia dostajemy na ostatnich kilkunastu stronach.

Do przeczytania jak najbardziej zachęcam, ale zaznaczam, że lepiej nie nastawiać  się na powieść grozy. Wtedy lektura powinna być o wiele przyjemniejsza.