poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Dom nad rzeką Loes – Mateusz Janiszewski

Cykl/Seria: Reportaż
Wydawnictwo: Czarne
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 160
Ocena: 4.5/6

Zawsze kiedy sięgam po tego typu książki dociera do mnie, jak mało wiem o tym świecie. Nie inaczej było tym razem.
Timor Wschodni, państwo na wyspie Timor, leżącej na północ od Australii. Jedno z najbiedniejszych państw na świecie. Lata okupacji sprawiły, że w Timorze ciężko się żyje do dziś, mimo, iż od kilkunastu lat jest niepodległy. Rząd ciągle skłania się ku byłym okupantom, ONZ i organizacje humanitarne nie bardzo sobie radzą z niesieniem pomocy. I w to właśnie miejsce trafia Mateusz Janiszewski, człowiek orkiestra. Zajmuje się chirurgią urazową, pisaniem, tłumaczeniem, bieganiem, nurkowaniem, podróżami i tak dalej. Na Timor trafił jako wolontariusz i dzięki temu powstała ta książka.

Autorowi świetnie udało się przedstawić życie na wyspie. I nie chodzi tu tylko o całe zło i niesprawiedliwość, które spotykają mieszkańców. Chodzi o ludzi, patrzymy na nich oczami autora i czasem aż ciężko uwierzyć w to, co widzimy. Czasem serce się kraje, czasem podnosi ciśnienie. To takie miejsce, gdzie człowieka spotyka niewiele radości. Gdzieś po drodze rodzi się też ogromny podziw dla autora i innych wolontariuszy którzy mają odwagę zostawić swój cywilizowany, naszpikowany technologią i nowinkami medycznymi świat i wyruszyć nieść pomoc tam, gdzie nadal choroby leczy się modłami, zamiast pójść do lekarza.

Nie jest to łatwa książka, ale bez wątpienia warto po nią sięgnąć. Dla poszerzenia horyzontów lub choćby dla chwili refleksji. A wierzcie mi, że do refleksji autor skłania niemal na każdej stronie. Ukazuje nam kraj, gdzie do wywołania zamieszek wystarczy sekunda, jeśli będzie trzeba. Uświadamia nam, co to przemysł humanitarny (nie mylić z pomocą humanitarną). Ale pokazuje też niesamowitych ludzi, takich jak Dan Murphy, którzy są zainteresowani tylko i wyłącznie niesieniem pomocy i są w stanie naprawdę się poświęcać, żeby zrealizować cel.

To jedna z tych książek, które po prostu trzeba przeczytać. Mała, niepozorna, z sielskim obrazkiem na okładce. A tak wiele ze sobą niesie!

http://czarne.com.pl/

środa, 23 kwietnia 2014

Pasja według św. Hanki - Anna Janko

Jedna z recenzji odnaleziona w czeluściach dysku, napisana sto lat temu :)

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 368
Ocena: 3/6

Poznajcie Hankę, czterdziestoletnią żonę i matkę dwójki dzieci, która nagle postanawia rzucić to wszystko i wdać się w romans ze spotkanym po latach szkolnym kolegą. Swoją opowieścią wraca też do wczesnego dzieciństwa i po kolei przeprowadza przez wszystkie etapy swojego życia. Czytelnik jest tutaj osobą, której Hanka zwierza się, opowiadając swoją historię, dzieli się swoimi wspomnieniami i odczuciami, dlatego z bardzo bliska możemy przyjrzeć się emocjom, jakie nią miotają. Czasami budzą współczucie dla nieszczęśliwej kobiety, ale w moim przypadku budziły głównie irytację i wściekłość.
Ale po kolei.

Pod względem językowym ta książka jest na bardzo wysokim poziomie. Na uznanie zasługuje też fakt, że temat przetworzony już na milion sposobów, u Janko w żadnym wypadku nie jest wtórny. Sposób w jaki autorka opisuje uczucia targające główną bohaterką to coś niesamowitego. Każda emocja zostaje rozebrana na części pierwsze, każde zachowanie przeanalizowane z najdrobniejszymi szczegółami. Miłość i zdrada, dla których próbuje znaleźć definicję. I przy tym emocjonalne rozchwianie Hanki, która miota się między życiem z mężem a życiem z kochankiem. I nie potrafi wybrać, zawsze coś ciągnie ją do tego drugiego. Ale nie jest to dla niej problemem, bo według niej można kochać męża i zdradzać, to najnormalniejsza rzecz na świecie. Momentami stany umysłu Hanki były już bliskie chorobie psychicznej. Ciężko jest to ująć w słowa, bo ładunek emocjonalny w tej historii jest naprawdę ogromny. To głębokie studium kobiety zagubionej w sobie i swoim życiu, nie potrafiącej znaleźć wyjścia z sytuacji, w którą się wpędziła.

Dlaczego więc przy całym zachwycie dla wysokiego poziomu językowego tak niska ocena?
Bardzo zmęczyłam się przy lekturze tej powieści. Psychicznie. Zdrada to dla mnie coś, co wywołuje obrzydzenie i podniesione ciśnienie. A tutaj przez ponad trzysta stron słuchałam zwierzeń kobiety, która próbowała mi, i chyba sama sobie udowodnić, że zdrada jest czymś właściwym. Momentami wręcz żałowałam, że ta kobieta nie siedzi obok, bo miałam ochotę nią porządnie potrząsnąć. A w momencie, kiedy była oburzona, bo jej mąż ma obiekcje co do tej zdrady i nie pozwala się kontaktować z kochankiem, ręce mi opadły. I nie twierdzę, że lepiej męczyć się w małżeństwie, gdzie uczucie już dawno umarło. Ale można zrobić to po ludzku, rozstać się i zacząć nowe życie. A nie uciekać od męża do kochanka, od kochana do męża i tak w kółko. W pewnym momencie zaczęłam już współczuć jednemu i drugiemu. No i dzieci, w całym tym szaleństwie oczywiście one ucierpiały najbardziej, ale Hanka jakby w ogóle się tym nie przejęła. Syna podrzuciła dziadkom, a córkę ciągała ze sobą z Wrocławia do Warszawy, z jednego mieszkania do drugiego, wożąc ją ze sobą na bardzo rozchwianej karuzeli uczuć.
I niby książka wywołała emocje, ale to niestety sprawiało, że coraz bardziej mnie odpychała. Czasami wręcz musiałam się zmuszać żeby czytać dalej, więc o przyjemności raczej nie może być mowy.

Podsumowując, warto zapoznać się z książką ze względu na bardzo bogaty język, bo ten jest na bardzo wysokim poziomie. Sama historia do mnie nie przemówiła, ale myślę, że znajdzie się szerokie grono odbiorców, którzy będą zadowoleni.

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/
http://sztukater.pl/

niedziela, 13 kwietnia 2014

Tonąca dziewczyna – Caitlín R. Kiernan




Tytuł oryginału: The Drowning Girl
Seria/Cykl: Uczta Wyobraźni
Wydawnictwo: MAG
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 336
Ocena: 5/6
To straszne uczucie, gdy męczą cię myśli, które odmawiają ułożenia się w zdania.”
To jest wprost idealny cytat do podsumowania tej książki. Zarówno w trakcie, jak i po zakończeniu lektury właśnie to uczucie mi towarzyszy. Nie mam bladego pojęcia jak ułożyć w zdania te milion myśli i odczuć. Będzie to trudne, ale się postaram.

Poznajcie Imp. Imp jest schizofreniczką. Opowie Wam swoją historię o duchach, tonącej dziewczynie i Evie, która spotkała nocą na poboczu drogi. Opowie też o Czerwonym Kapturku. I o sobie. I swojej matce schizofreniczce. I babci. Musi to wszystko spisać, ponieważ obawia się, że wspomnienia ją zdradziły i wszystko pamięta nie tak jak było. Dlatego, aby usystematyzować swoje myśli, opisuje to, co się wydarzyło.
Nie będzie to łatwa historia. Nie jest to jedna z tych książek, które czyta się błyskawicznie i jednym tchem. Nie połknie się jej w jeden wieczór, ta książka wymaga czasu i chwili na refleksję. Ale warto. Jest to niesamowita podróż w głąb ogarniętego obłędem umysłu. Ciężko mi opisać wrażenia z lektury, to trzeba po prostu przeczytać i przeżyć.

Jak już wspomniałam, nie jest to łatwa lektura. Język powieści też nie jest łatwy. Jednak jest to naprawdę wspaniałe dark fantasy, które powinno być na liście czytelniczej każdego wielbiciela gatunku. Historia Imp na swój sposób wciąga nas od samego początku, i z każdą stroną coraz bardziej fascynuje. Już choćby dlatego, że jest to bardzo wnikliwe studium chorego umysłu i bez wątpienia ta książka zasłużyła na to, żeby dołączyć do serii „Uczta wyobraźni”. Wyobraźnię pobudza na każdym kroku, do tego język, którym jest napisana sprawia, że wydarzenia stoją nam ciągle bardzo żywo przed oczami, co najmniej jakbyśmy oglądali film.

Niesamowita książka, jedna z tych, do których chce się wracać, bo mamy pewność, że za każdym razem odkryjemy w niej coś nowego. Zdecydowanie polecam!

http://www.mag.com.pl/