piątek, 28 września 2012

Giń – Hanna Winter

Tytuł oryginału: Strib
Cykl/Seria: Fabryka Sensacji
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 400
Ocena: 5/6



Premiera już 01.10.!

Przy całej mojej sympatii do skandynawskich kryminałów i thrillerów, ostatnio jest ich tyle, że już mi się trochę przejadły. I tu Fabryka Słów przyszła na ratunek, pozwalając mi się zapoznać z powieścią niemieckiej autorki. Hanna Winter osiągnęła sukces już po swoim pierwszym thrillerze, który, mam nadzieję również zostanie u nas wydany. Zachęcona dobrymi opiniami o autorce i seryjnym mordercą w powieści zaczęłam czytać, i muszę wam powiedzieć, że tej książki się nie czyta – ją się pochłania!

Lara Simons właśnie spełniła swoje największe marzenie – otworzyła własną kawiarnię. Niestety, nie było dane jej się długo tym nacieszyć. W noc oficjalnego otwarcia zostaje napadnięta przez seryjnego mordercę, który od dawna już terroryzuje  Berlin. Na szczęście udaje jej się uciec, ale napastnik nie odpuszcza tak łatwo. Lara zmuszona jest zostawić swoje życie i przystąpić do programu ochrony świadków. Tylko czy to wystarczy, żeby uchronić ją przed prześladowcą?

Hanna Winter nie funduje nam przydługich wstępów i zbędnych wprowadzeń. Zaczyna brutalnie, wprowadzając napięcie, które będzie nam towarzyszyć do samego końca. Co prawda czytelnik ma swoje podejrzenia, co do tożsamości mordercy, ale za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że już rozwikłaliśmy zagadkę, autorka funduje nam taki zwrot akcji, że po raz kolejny stwierdzamy, iż nie wiemy kompletnie nic. To jest chyba najlepsze w tej książce. Od samego początku towarzyszy nam napięcie, i nie opuszcza właściwie do ostatniej strony. Każdy wydaje się podejrzany, w trakcie lektury analizujemy każdy krok wszystkich bohaterów, żeby wyłapać ten jeden szczegół, który zdradzi nam, kim jest morderca. Czy czytelnikowi uda się to, co berlińskiej policji nie udało się przez ostatnie trzydzieści lat? Koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę i się przekonać.

Kolejną niewątpliwą zaletą jest narracja trzecioosobowa. Bardzo sobie cenię ten sposób narracji, szczególnie w kryminałach, ponieważ wtedy najczęściej możemy patrzeć na świat nie tylko oczami głównego bohatera, ale też mordercy. Tak jest i tym razem. Dzięki temu możemy cofnąć się w czasie i krok po kroku odkrywać, jakie wydarzenia kształtowały naszego mordercę, jakie miał motywy i jak wybierał swoje ofiary. I tutaj od razu muszę dodać, że autorka naprawdę świetnie sobie ze stworzeniem tego mordercy poradziła. Wszystko jest przemyślane i dopracowane, każdy najdrobniejszy szczegół. A kiedy kolejne kawałki układanki wskakują na swoje miejsce, czytelnik jest pod coraz większym wrażeniem.
Trochę szkoda, że od momentu, kiedy akcja skupia się na Larze, liczba trupów spada, a co za tym idzie, jest też trochę mało thrillera w thrillerze. Więcej makabrycznych scen by nie zaszkodziło, chociaż muszę przyznać, że ich brak autorka zdecydowanie nadrabia poczuciem zagrożenia, jakie odczuwa czytelnik.
„Giń” wzbudza takie emocje, że na drobne niedostatki właściwie nie zwracamy uwagi. Wartka akcja i ciarki na plecach wystarczą, żeby na dobre przykuć czytelnika do fotela, aż do momentu, w którym dobrnie do ostatniej strony. Naprawdę, do odłożenia jej choćby na chwilę trzeba się wręcz zmuszać. Do tego genialne i całkowicie zaskakujące zaskoczenie, no czego chcieć więcej. Czyta się bardzo szybko i z wielką przyjemnością, więc z czystym sumieniem polecam!!

Książkę otrzymałam od wydawnictwa

niedziela, 23 września 2012

Źródło magii - Piers Anthony

Tytuł oryginału: The Source of Magic
Cykl/Seria: Xanth
Tom: 2
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 448
Ocena: 4.5/6

Po przygodach w pierwszym tomie „Xanthu”, czas wreszcie wyruszyć w podróż do źródła magii! 
Nasi bohaterowie trochę się uspokoili, Trent został królem, Iris królową, a Bink wiecznie odkłada na później swoje poszukiwania źródła magii. Wygląda na to, że potrzebna mu jakaś mobilizacja. Nagle okazuje się, że nie tylko Bink został zmobilizowany, a ową mobilizacją są kobiety. Bink nie może znieść Cameleon, która nie dość, że jest w fazie mądrej brzyduli, to jeszcze w ostatnim miesiącu ciąży. Chester ma dość tego, że jego żona skupia całą swoją uwagę na ich dziecku, całkowicie zapominając o potrzebach męża. Crombie zaś, mimo swej niechęci do kobiet za bardzo zaprzyjaźnił się z Sabriną. Cóż więc pozostaje trzem mężczyznom, gnębionym przez kobiety? Uciekać jak najdalej oczywiście. Na ratunek przychodzi im Trent, który wysyła ich na królewską misję w poszukiwaniu źródła magii. Po drodze zabierają ze sobą jeszcze Dobrego Czarodzieja, którego umiejętności mogą okazać się bardzo pomocne, oraz golema, który ma tłumaczyć słowa Crombiego, na czas podróży zamienionego w gryfa. Chciałoby się rzec - hej przygodo! Ale jak już można było zauważyć w części pierwszej, w tym świecie nic nie jest proste.

W dalszym ciągu jestem zachwycona wyobraźnią autora, który stworzył w tym magicznym świecie nawet najmniejsze źdźbło trawy i opisał to w niesamowity sposób. Po raz kolejny przemierzamy z Binkiem Xanth i po raz kolejny podziwiamy wszystkie cuda i dziwy tej krainy. Nawet te śmiertelnie niebezpieczne. I śmiertelnie piękne zarazem. Bo kto powiedział, że kłopoty z kobietami kończą się w momencie, kiedy żona została w domu. Nimfy, syrena, gorgona, one wszystkie czekają gdzieś tam, żeby wpędzić naszych bohaterów w wielkie kłopoty ;)
Poza wszystkimi złymi kobietami spotkamy też po raz kolejny sympatycznego demona, którego mieliśmy okazję poznać w części pierwszej, tyle, że tym razem odegra on znacznie większą rolę.
No i jako, że nie tylko kobiety są złem tego świata, to na naszych bohaterów czeka też wiele innych niebezpieczeństw, przy których nawet niezwykły talent Binka będzie musiał się nagimnastykować, żeby wyciągnąć go z opresji.
Było kilka wątków, które wyjątkowo mi się spodobały. Bardzo przypadła mi do gustu gwiezdna iluzja, która została opisana w taki sposób, że nawet w naszej wyobraźni jawi się jak coś pięknego i mimo niebezpieczeństwa, jakie ze sobą niesie, aż chciałoby się to zobaczyć na własne oczy.
Kolejny intrygujący wątek to golem Grundy, który chce się dowiedzieć, czy może stać się prawdziwą istotą, a nie być tylko kupką gliny i sznurka bez uczuć. Podobnym problemem jest sprawa Gorgony – rodzi się dylemat, czy aby na pewno zasługuje ona na śmierć, jeśli nie jest świadoma tego, co dzieje się z mężczyznami po spojrzeniu w jej oczy?
Spodobał mi się też pomysł z nimfą, która podróżuje pod ziemią i umieszcza drogocenne kamienie na właściwym miejscu.
Gdyby się zastanowić, to pewnie wymieniłabym tutaj pół książki, ale to jest właśnie najlepsze w tej serii, magia jest tak fascynująca, że nie sposób się nią nie zachwycić.

Językowo ta część nie różni się za bardzo od poprzedniej, utrzymana jest na tym samym poziomie. Opisy nadal fascynują i niezwykle pobudzają wyobraźnię, a dzięki temu czyta się szybko i płynnie. Jedyne co mnie momentami drażniło, to traktowanie czytelnika jak osoby z postępującą sklerozą i przypominanie na każdym kroku o pewnych kwestiach. Przy każdym kolejnym wspomnieniu o tym, jak piękny jest zad Chestera, moja irytacja wzrastała. Ale to tylko taki drobny mankament, przy całej reszcie mało ważny.

Gorąco polecam, Anthony utrzymuje poziom i serwuje kolejną, pełną przygód i humoru powieść, która będzie świetną rozrywką dla każdego miłośnika fantastyki.



Książkę otrzymałam od wydawnictwa

poniedziałek, 17 września 2012

Wyznania upiornej mamuśki – Jill Smokler

Tytuł oryginału: Confessions of a Scarry Mommy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 190
Ocena: 5/6

Czy kiedykolwiek byłaś bliska obłędu przez swoje dzieci? A może uważasz, że jesteś złą matką, bo marzysz o tym, żeby pozbyć się ich na kilka godzin,  by móc odpocząć albo chociaż wziąć prysznic? Myślisz, że jesteś jedyna na świecie z takimi problemami? Cóż, jeśli tak, to jest książka dla ciebie!

Jill Smokler, matka trójki dzieci. Kiedyś też myślała, że jest wyrodną matką. Do czasu, aż założyła bloga i zaczęła na nim umieszczać swoje przemyślenia związane z macierzyństwem. Wtedy odkryła, że na świecie takich kobiet są tysiące. Czytelniczki w komentarzach dzieliły się swoimi doświadczeniami, a Jill już wiedziała, że nie tylko ona chowa się z czekoladą w łazience, nie tylko ona wspomina ciążę jako jeden wielki koszmar, nie tylko ona rodzinne wakacje uważa zło konieczne, które mało ma wspólnego z odpoczynkiem. Pisząc bloga poznaje setki podobnych sobie kobiet, które mimo, że kochają swoje dzieci najbardziej na świecie, czasami mają po prostu dość. Pokazuje swoim czytelniczkom, że nie ma idealnych matek i idealnych dzieci. Każda z nich boryka się z tymi samymi problemami.

Wyznania upiornej mamuśki” to zbiór krótkich esejów pokazujących macierzyństwo z przymrużeniem oka. Autorka mówi o sprawach, których matki w rozmowach unikają jak ognia. I robi to z brutalną szczerością i ogromnym poczuciem humoru. Każdy rozdział zaczyna się od wybranych komentarzy z bloga, gdzie czytelniczki dzielą się swoimi doświadczeniami. Jill Smokler miała odwagę wyjść naprzeciw opiniom, że  macierzyństwo to jedno niekończące się pasmo szczęścia, pokazać, że matki borykają się z wieloma problemami, które są uparcie zamiatane pod dywan, żeby przypadkiem ktoś nie zaczął o nich rozmawiać.
Jasne, amerykańskie wychowywanie dzieci bardzo różni się od naszego, ale gwarantuję wam, że nasze  polskie mamuśki również odnajdą tam swoje codzienne dylematy i frustracje.
Uważasz, że daleko Ci do idealnej młodej mamy? To świetnie, bo te kobiety z dziećmi, które mijasz codziennie na ulicy też sobie z pewnymi rzeczami nie radzą. Tylko nie wolno o tym mówić, bo w ten sposób przyznasz się do porażki. A szkoda, bo odniosłam wrażenie, że dzięki takiej właśnie szczerości, Jill i jej czytelniczki nabrały trochę dystansu. A to przyda się każdej spanikowanej mamuśce ;)

Autorka w przezabawny sposób przypomina nam, że macierzyństwo to nie wyścig szczurów. Twoje dziecko nie musi być najładniejsze, najzdolniejsze, najlepiej ubrane, chodzić na jak najwięcej zajęć dodatkowych i ogólnie zawsze być naj. Ono ma być po prostu szczęśliwe i powinno cieszyć się swoim dzieciństwem, bawić się, robić to, na co ma ochotę i czuć, że jest kochane. Cała reszta jest zbędna. Autorka zachęca też, do większej szczerości wśród mam. Nie udawajcie, że kolki i nieprzespane noce to coś, co znacie tylko ze słyszenia. I tak nikt wam nie uwierzy. O wiele lepiej będzie, jeśli każdy zdobędzie się na odrobinę szczerości i porozmawia o tym, jak naprawdę wygląda jego codzienne życie. A kto zrozumie mamę lepiej niż druga mama? Dlatego właśnie Jill zachęca do tego, żeby zamiast walczyć ze sobą o bycie naj, wspierać się nawzajem. Nawet jeśli chodzi o obcą ci kobietę, a ty podasz jej nawilżaną chusteczkę, kiedy będzie w potrzebie. To zawsze jakiś początek ;)

To nie jest książka tylko dla mam. Owszem, każda mama odnajdzie tutaj wiele swoich przeżyć i problemów, oraz uświadomi sobie, że nie jest z tym sama na świecie. Jednak tą książką zachwyci się każda kobieta. Czy już jest mamą, czy dopiero będzie. Nawet jeśli od macierzyństwa dzielą ją jeszcze długie lata. Poza chwilami refleksji, autorka funduje nam też jeden atak śmiechu za drugim. Naprawdę warto, polecam!  

Książkę otrzymałam od wydawnictwa


środa, 5 września 2012

Blask runów – Joanne Harris



Tytuł oryginału: Runelight
Cykl/Seria: Runy
Tom: 2
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 544
Ocena: 5.5/6

„Blask runów” to drugi tom serii „Runy”, napisanej przez Joanne Harris. Ku mojej wielkiej radości, można ją czytać spokojnie, nawet jeśli nie czytało się pierwszej części. Miałam lekkie obawy, czy odnajdę się w tej historii, bez znajomości części poprzedniej, okazało się jednak, że nie ma czego się obawiać. „Blask runów” opowiada zupełnie inną historię, powiązaną tylko nieznacznie z tomem pierwszym.
Jednak w stosownych momentach autorka przybliża nam minione wydarzenia, więc można spokojnie czytać bez obaw, że czegoś nie zrozumiemy.

Maggie Rada i Maddy Kowalówna, żyją setki mil od siebie, nie mając pojęcia o swoim istnieniu. Obie noszą niezłamane runy, symbolizujące Dawne Dni, zanim upadł Asgard, a światem władali bogowie. Trzy lata po ostatnim Końcu Świata zanosi się na to, że znowu zbliżają się kłopoty. Ale to było do przewidzenia, w końcu bogowie dysponują przepowiednią. A przepowiednie należy wypełnić, prawda? Dlatego bogowie wyruszają z Malbry w daleką podróż do Końca Świata, aby tam spotkać się z przeznaczeniem. Ani bogowie, ani Maddy i Maggie nie przypuszczają, że są tylko pionkami w grze, a gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę.

Czytelnik wkracza do świata, w którym nordyccy bogowie próbują odzyskać swoją moc, a Maddy Kowalówna próbuje zrobić wszystko, żeby uchronić przed niebezpieczeństwem swoją siostrę. Jednak Maggie Rada, która spędza czas, krążąc po tunelach pod Uniwersalnym Miastem, jest samotna i podatna na sugestie. I niestety, bardzo szybko znajdzie się ktoś, kto będzie chciał namieszać jej w głowie. Maggie czyta księgi, których nie powinna znać. Z nich czerpie wiedzę o magii, runach i bogach, których obwinia o śmierć swojej rodziny. Dlatego kiedy pojawia się tajemniczy chłopak, Adam, który nie tylko wie o niej wszystko, ale też obiecuje pomoc w zemście, dziewczyna nie poświęca zbyt wiele czasu na zastanowienie się nad jego motywami.
I takim właśnie sposobem, dwie tak bliskie sobie osoby, stają po przeciwnych stronach. A to zdecydowanie nie jest dobra rzecz. Bo przecież obie posiadają runy, nowe, niezłamane, pełne mocy i potężne. I tylko dzięki nim może spełnić się największe marzenie bogów – odbudowa Asgardu i odzyskanie prawdziwych, potężnych aspektów. Ale żeby tego dokonać, dziewczyny musiałyby współpracować, a na to się nie zanosi. Dlatego przed naszymi bohaterami naprawdę wielkie wyzwanie, a przed czytelnikiem długie godziny wspaniałej rozrywki.

Jak zwykle w książkach o tej tematyce, najbardziej polubiłam Lokiego. Nasz biedny oszust nie ma łatwo w życiu, znowu większość jego otoczenia, chce go porwać, związać, torturować, rozszarpać na strzępy i zrobić mu wiele innych przykrych rzeczy. Każde niepowodzenie to oczywiście jego wina i nikt mu nie ufa. I jakby tego było mało, podczas pewnego incydentu z Hel udaje się uciec jego martwej żonie Sigyn. No doprawdy, jeszcze tego było mu trzeba!
Ogólnie czytanie o nordyckich bogach to dla mnie sama przyjemność. Poza tradycyjną mitologią uwielbiam też te alternatywne historie, gdzie bogowie wcale nie zginęli w Ragnaroku, lecz żyją dalej wśród nas, wybierając sobie ludzi, w których ciałach mogą żyć, z nadzieją, iż kiedyś uda im się odzyskać moc.

Bardzo się cieszę, że miałam możliwość sięgnięcia po tę książkę. Świetnie przy tym spędziłam czas, śmiejąc się do łez. Bo może i bogowie walczą o swoje być albo nie być, ale nie można im odmówić humoru!
Loki, którego wiecznie ktoś chce wykończyć. Odyn, który niby nie żyje, a jednak jest bardziej obecny niż się wszystkim wydaje. Tyr, który niby jest bogiem wojny, ale bardzo mu z tym faktem źle. Thor, który stracił swój młot, a po jego odzyskaniu wcale nie jest tak szczęśliwy, jak mogłoby się wydawać. Idun, która biega za wszystkimi pytając czy chcą jabłuszko. Bragi, który w ludzkim aspekcie zamiast zachwytu wywołuje swymi pieśniami ciarki.  Muniek i Honorata, znane jako Duch i Umysł Odyna, które zapominają o swoich obowiązkach w momencie, kiedy w pomieszczeniu jest choćby jedno ciastko.
To tylko kilka przykładów, ale mogę Was zapewnić, że każdy z bohaterów jest wyjątkowy i wnosi dużo do całej historii.  I większość z nich naprawdę wzbudza sympatię, mimo swoich morderczych skłonności.
Nie zapomnijmy też o Maddy i Maggie, w końcu to one grają tu główne role. Obie są silne, obie potrafią walczyć o swoje przekonania i o bezpieczeństwo swoich bliskich. Obie nie mają pojęcia, że to od nich w dużym stopniu będą zależały losy światów.

Bardzo dobrze przedstawiony świat, dopracowany pod każdym względem. Każda postać barwna i świetnie nakreślona. Lekki język, dużo akcji, dużo humoru. I dużo Lokiego oczywiście! Ta powieść niewątpliwie zasługuje na uwagę każdego miłośnika fantastyki, nawet jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z pierwszym tomem. Gorąco polecam, naprawdę jest to coś, co trzeba przeczytać!

Książkę otrzymałam od wydawnictwa