poniedziałek, 28 stycznia 2013

Pretty Little Liars. Pożądanie - Sara Shepard



Tytuł oryginału: Wanted. A Pretty Little Liars Novel
Cykl/Seria: Pretty Little Liars
Tom: 8
Wydawnictwo: Otwarte
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 288
Ocena: 5.5/6

„Są dwie tragedie w życiu. Jedna to stracić coś, co się kocha.
Druga to odzyskać coś, co się kocha.”
George Bernard Shaw

Mogłoby się wydawać, że do Rosewood oraz życia Arii, Spencer, Emily i Hanny wreszcie powrócił spokój. Podejrzany o zamordowanie Ali siedzi w areszcie, więc dziewczyny mogą odetchnąć z ulgą. Ale czy na pewno? Przekonanie to zmienia mama Ali, która na konferencji prasowej ogłasza nowinę, która wywróci życie wszystkich do góry nogami. Okazuje się, że rodzina DiLaurentisów ma więcej mrocznych sekretów, niż mogłoby się wszystkim wydawać.

Osiem tomów za nami, a emocje ciągle te same. Przez osiem tomów autorka krąży wokół jednej sprawy, a ja nadal nie czuję się znudzona. I nadal nie potrafię się oderwać od lektury, dopóki nie dotrę do ostatniej strony. I przypuszczam, że każdy fan PLL odczuje to samo, szczególnie po rewelacjach, które ogłosi mama Ali.
Na scenie pojawia się też nowa bohaterka – Courtney. I to ona będzie przyczyną całego zamieszania. Jej pojawienie się uświadomi dziewczynom, że mimo całego buntu przeciw temu, jak traktowała je Ali – wystarczy ktoś podobny do nieżyjącej przyjaciółki, żeby znowu stały się po prostu marionetkami w czyjejś grze.
Najłatwiej idzie z Emily, która nadal nie potrafi pogodzić się z odejściem Ali, więc gdy tylko pojawia się Courtney, Em od razu odczuwa motylki w brzuchu.
Spencer też daje się łatwo przekonać, jej mama po ostatnich rewelacjach powoli wpada w depresję, snując się bez celu po domu. Melissa obwinia o wszystko Spencer. Dlatego tak łatwo daje się uwieść słowom nowej przyjaciółki i znowu staje się pionkiem w grze.
Hanna niezmiennie niczego się nie nauczyła i nadal mnie tym strasznie irytuje. Ciągle liczy się dla niej tylko pozycja najpopularniejszej dziewczyny w szkole, nie ważne, że może przez to stracić ludzi, którym na niej zależy i którzy byli przy niej w ciężkich chwilach. Ważne, żeby wygrać z przyrodnią siostrą. Niestety, wydaje się, że Kate wychodzi na prowadzenie, dlatego kiedy Courtney oferuje swą pomoc w pogrążeniu rywalki, Hanna nie waha się długo.
Najtrudniej idzie z Arią, nie ważne czy wierzy w bajeczkę Courtney, czy nie, i tak nie zamierza puścić w niepamięć przeszłości. I miałam nadzieję, że pozostanie tak do końca, niestety, po jakimś czasie i ona się złamała.
Ale rozumiem, że było to konieczne, żeby pod koniec zebrać wszystkie dziewczyny w jednym miejscu. I o ile od jakiegoś czasu brakowało mi wiadomości od A. i tego dreszczyku im towarzyszącego, to zakończenie w pełni mi ten brak wynagrodziło. I wreszcie dostaliśmy odpowiedzi, na wszystkie dręczące nas od początku historii pytania. Czym więc zaskoczy nas autorka w kolejnych tomach? Cóż, jestem pewna, że mimo wszystko, będzie się działo.

piątek, 25 stycznia 2013

Przybić piątkę - Janet Evanovich

Tytuł oryginału: High Five
Cykl/Seria: Stephanie Plum. Dziewczyny nie płaczą
Tom: 5
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 412
Ocena: 5/6

Stephanie Plum znów wkracza do akcji. Chyba nie ma już sensu wspominać, że to miała być prosta sprawa? Przecież wiadomo, że wszystko, czego dotknie Steph przestaje być proste.
Zaginął wujek Fred. Ciotka Mabel prosi Steph o pomoc w odnalezieniu go. Oczywiście przy szczęściu naszej łowczyni nagród nie mogło się okazać, że po prostu staruszek się gdzieś zabłąkał. To nie może być takie proste. Steph co prawda nie znajduje wujka Freda, trafia za to na zwłoki w worku. A to dopiero początek.
Złe wiadomości mają ciąg dalszy, kuzyn Vinnie nie ma żadnych NS-ów do złapania, a ostatni, którego po ciężkiej przeprawie zgarnęła Steph zamieszkuje na jej kanapie. Kasa się kończy, a wydatki rosną. Dlatego Stephanie szuka innych sposobów na zarobienie pieniędzy. Na ratunek przychodzi Komandos, który zatrudnia ją do pomocy przy swoich jakże rozległych interesach.  A, no i daje jej w prezencie samochód. Co okaże się mało rozsądnym posunięciem, bo przecież wiemy jak kończą samochody Steph. Nie bez powodu została nazwana przez media bombową łowczynią nagród. Do listy zmartwień można dodać jeszcze Benita Ramireza, który wyszedł z więzienia i bardzo chce doprowadzić do spotkania Stephanie z Jezusem.
Jak zwykle – będzie się działo!

Pani Evanovich zdążyła już nas przyzwyczaić do tego, że w jej książkach nie ma miejsca na nudę. I w części piątej nie ma zamiaru nic zmieniać w tej kwestii. I to już nie są żarty, Steph sama wyjęła broń ze słoika na ciastka. I nawet ją nabiła! Sprawy przybrały poważny obrót i za dużo osób chciałoby ją wysadzić w powietrze. Dosłownie i w przenośni.
Jak zawsze możemy też liczyć na Lulę i babcię Mazurową. Obie nadal bardzo wczuwają się w rolę łowców nagród. Babcia może aż za bardzo, to, że zapoznaje się z działaniem paralizatora to jeszcze nic. Wywołanie alarmu w domu pogrzebowym tylko po to, żeby zrobić zdjęcie nieboszczykowi, to dopiero poświęcenie dla sprawy ;) Te dwie nie raz i nie dwa zafundują wam poważny atak śmiechu.

Dużo dzieje się też w życiu prywatnym Stephanie. Ten tom skupia się też bardziej na wątku ona jedna i ich dwóch.  Z jednej strony zabójczo przystojny, o niezaprzeczalnym uroku Morelli. Z drugiej niebezpieczny i tajemniczy Komandos, który sypie nowymi samochodami jak z rękawa. Biedna Stephanie jest wewnętrznie rozdarta między tą dwójką, a nie ma też za bardzo czasu zastanowić się nad tym i podjąć jakiejś decyzji. Może dlatego, że ciągle ktoś próbuje ją zabić?

Nie ma chyba drugiej takiej serii, która dostarczałaby rozrywkę w tak czystej postaci. Czy to za pomocą genialnych, realistycznych dialogów, czy niewiarygodnej, ale jednak bardzo przemyślanej i spójnej fabuły. Jedyni w swoim rodzaju bohaterowie też przyciągają do tej serii jak magnes. W końcu jak można nie czekać z utęsknieniem na kolejne wybryki babci Mazurowej? Byłam zachwycona od samego początku, jestem nadal i mam nadzieję, że będę do końca serii. A ten na szczęście nie nastąpi prędko. Polecam książki o Stephanie każdemu, dosłownie. Bo po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że ktoś mógłby nie pokochać ich od pierwszych rozdziałów pierwszego tomu.

wtorek, 22 stycznia 2013

Drugi przekręt Natalii – Olga Rudnicka

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 496
Ocena: 5/6

Kiedy zobaczyłam, że w styczniu wychodzi kolejna książka o przygodach pięciu zwariowanych Natalii miałam ochotę skakać ze szczęścia. Przypuszczam, że każdy, kto czytał książki Olgi Rudnickiej, w tym „Natalii 5”, miał ochotę na podobną reakcję. I w końcu się doczekałam, w moje ręce trafił „Drugi przekręt Natalii”. Cóż, już sam tytuł mówi nam, że co jak co, ale nudzić to my się nie będziemy.
W co tym razem wplątały się siostry Sucharskie? W wielkie kłopoty oczywiście.
Pan Janusz Zawada, wspólnik ich ojca zaginął. W jego mieszkaniu znaleziono zwłoki bez głowy, nad rzeką policja trafia na spalony samochód ze zwłokami w środku i wszystko wskazuje na to, że to właśnie pan Janusz. Nie wiadomo o co chodzi, a jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o? No, tym razem nie o pieniądze. A przynajmniej nie tylko. A kiedy okazuje się, że w przeszłości pan Janusz miał powiązania z gangiem złodziei dzieł sztuki, dziewczyny mają już pewność, że to będzie kolejna trudna zagadka do rozwiązania. Bo przecież nie będą słuchać bredzenia policji o tym, że mają się trzymać od sprawy z daleka.

Minęły dwa lata od wydarzeń, które miały miejsce w książce „Natalii 5”. Dziewczyny nadal mieszkają razem w Mechlinie i właściwie niewiele się zmieniło w kwestii ich wzajemnych kontaktów. Nadal kłócą się aż wióry lecą, z tym, że z czasem zdążyły się już do swoich charakterów przyzwyczaić, więc większość dziwactw zbywają machnięciem ręką. Albo załatwiają głosowaniem.
Wesoło robi się już na początku, kiedy to dziewczyny dowiadują się, że Nata wydała książkę, w której opisała wydarzenia sprzed dwóch lat. Wywołuje to prawdziwą burzę z piorunami, bo dziewczyna nie zadała sobie trudu, żeby trochę zatuszować ciemne sprawki sióstr. Wręcz przeciwnie, opisała wszystko dokładnie tak, jak to naprawdę wyglądało. A w tym wypadku kłamanie policji to będzie najmniejszy z ich kłopotów ;)
Uwielbiam dialogi między siostrami, kiedy Natalie się kłócą, reszta bohaterów nie wie o co chodzi a czytelnik płacze ze śmiechu. A takich sytuacji tutaj nie zabraknie. Humor to jedna z największych zalet powieści Olgi Rudnickiej i to na szczęście pozostaje bez zmian. Niby czytamy o trupie bez głowy, ale jednak nie potrafimy powstrzymać się od śmiechu. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj parę moich ulubionych cytatów z tej książki, aby zobrazować wam ten fenomen:

"- Tymczasem przyjeżdżamy, a tu proszę... - Natka wskazała ręką dokoła. - Misie!
- Chyba gumisie - poprawiła ją Nata.
- Mówi się smerfy - oznajmiła z wyższością Magda.
- Mówi się policja - poprawił je Jaglecki, starannie ukrywając rozbawienie. Trzy siostry same wyglądały, jakby wyskoczyły z jakiejś bajki."

„O choleres Chryste Panie, za jakie grzechy takie sprawy na mnie spadają? Inni mają normalne zabójstwa, haracze, przemyt, a my teatralne samobójstwo i stado wariatek!”

To tylko dwa cytaty, gdybym miała wypisać wszystkie, musiałabym przepisać pół książki. Albo więcej. Ale te dwa mi jakoś tak najbardziej zapadły w pamięć.

Fabuła jak zwykle jest bardzo oryginalna i tak pokręcona, jak to tylko możliwe. Gang złodziei dzieł sztuki, zaginione brylanty, trup bez głowy, zaginięcie pana Janusza, śmierć jednego świadka za drugim i między tym wszystkim pięć Natalii i mężczyźni ich życia, z których większość jest policjantami. Nie żeby dziewczyny jakoś bardzo się przejęły faktem, że mają pod własnym dachem pół komisariatu. Ależ skąd. Nadal będą kręcić, oszukiwać, włamywać się i kłamać, a przynajmniej celowo mijać się z prawdą. Taki już ich urok i każdy z mężczyzn musi się do tego przyzwyczaić, albo otrzyma wilczy bilet. Niesamowite jest to, że siostry czasem mają ochotę pozabijać się nawzajem, ale kiedy ktoś inny występuje przeciwko jednej z nich ma do czynienia z gniewem całej piątki. I nie jest to miłe przeżycie.

Niezwykle lekki styl, do którego przyzwyczaiła mnie autorka, sprawia, że książkę czyta się bardzo płynnie i nawet nie zauważa upływu stron. A gwarantuję wam, że te 500 stron minie bardzo szybko. Za szybko. Za nic nie chciałam rozstawać się z siostrami po raz kolejny. Ale taki już ma autorka dar, że jej bohaterki zawsze budzą szczerą sympatię i czytelnik bardzo się do nich przywiązuje. I nie mówię tu tylko o Nataliach. To samo miałam z Martą i Anetą z „Zacisza 13”, czy Beatą i Ulką z „Martwego jeziora”  i jego kontynuacji. Do dziś te postaci są bardzo żywe w mojej pamięci, mimo że od przeczytania tych książek minęło już ładnych parę lat.

Jestem przekonana, że jeśli ktoś sięgnął po jedną, jakąkolwiek książkę Olgi Rudnickiej i się zachwycił, to nie będzie mógł oprzeć się też jej pozostałym powieściom. Więc jeśli swoją przygodę z twórczością autorki rozpoczęliście od historii pięciu Natalii, zdecydowanie powinniście sięgnąć też po pozostałe książki. Emocje i świetna rozrywka gwarantowane. Polecam gorąco!!


Książkę otrzymałam od wydawnictwa

czwartek, 17 stycznia 2013

Bogowie muszą być szaleni – Aneta Jadowska

Cykl/Seria: Heksalogia o Dorze Wilk
Tom: 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 464
Ocena: 5/6

„Bogowie muszą być szaleni” to drugi tom opowiadający o wiedźmie Dorze Wilk. Nie miałam przyjemności czytać pierwszego (a nie wątpię, że byłaby to przyjemność), ale mam nadzieję, że szybko nadarzy się okazja, żeby te zaległości nadrobić. Naprawdę przypadł mi do gustu świat stworzony przez Anetę Jadowską i bardzo się cieszę, że jeszcze nieraz będę mogła się w nim znaleźć. W końcu nie od dziś wiadomo, że jeśli jest wiedźma i są czary, to ja to muszę przeczytać. A tutaj mamy nie tylko wiedźmę, ale i diabła, anioła, wampiry, wilkołaki i wszelkiego rodzaju magiczne stworzenia. I do tego mój ulubiony bóg. No czegóż ja mogłabym chcieć więcej od tej książki?

Co prawda nie czytałam pierwszej części, ale z tego co wywnioskowałam, już tam Dora udowodniła, że kłopoty to jej specjalność i nawet specjalnie nie musi o nie zabiegać. Same ją znajdują. W drugim tomie tylko utwierdza czytelnika w tym przekonaniu. Tutaj nie ma miejsca na przydługie wstępy, już od pierwszych stron zaczynają piętrzyć się problemy, a kolejne pojawiają się zanim jeszcze nasza wiedźma zdąży pomyśleć o rozwiązaniu tych pierwszych. Że tak powiem – dzieje się. I nie przestaje się dziać nawet na chwilę. Dora musi między innymi dowiedzieć się, kto chce skrzywdzić jej anioła stróża, odnaleźć zaginione wampiry, zmierzyć się ze swoim poplątanym drzewem genealogicznym, stanąć przed wampirzym Konklawe i wyjść z niego nie straciwszy kropli krwi. A, no i zapobiec wojnie. Cóż to dla niej, bułka z masłem. A to i tak nie wszystko, co czeka na Dorę w tej części.

Kiedy myślę o największych zaletach tej powieści, pierwsze co przychodzi mi do głowy to główna bohaterka i jej towarzysze. Sami przyznacie, że wiedźma wspomagana przez anioła i diabła to dość niecodzienny widok. Ta trójka budzi szczerą sympatię od samego początku. Dora, silna, pewna siebie, ciągle odkrywająca nowe umiejętności i zdolna zrobić wszystko, aby ochronić swoich bliskich i ich światy. Dlatego drżyjcie wszyscy, którzy chcecie zagrozić Toruniowi, Thornowi, Trójmiastu i Trójprzymierzu. Dora naprawdę zrobi wszystko, żeby utrzymać pokój między systemami. Pomogą jej w tym nie tylko Joshua (który w tym tomie też będzie miał bardzo pod górkę) i Miron. Dora znajdzie sprzymierzeńców i przyjaciół w naprawdę dziwnych miejscach. Ale taki już jej niezaprzeczalny urok. Cóż więc dziwnego, że razem z Joshuą i Mironem wywołają spore zamieszanie w nadnaturalnym świecie.
A to właśnie ten świat jest drugą ogromną zaletą. Nie ma nic lepszego, niż świat równoległy do naszego, w którym żyją wszystkie magiczne stworzenia. A ten przedstawiony przez autorkę wydaje się tak rzeczywisty, że zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie istnieje też taki magiczny Breslau. Kto wie, kogo codziennie mijam na ulicy? Wyobraźcie sobie, że wychodzicie z domu i na każdym kroku spotykacie stworzenia, które znacie tylko z książek. U Anety Jadowskiej ten widok wydaje się tak naturalny, jakbyśmy od lat żyli w takim świecie i przywykli do takiego stanu rzeczy. Generalnie pozostaje tylko pogratulować stworzenia tak spójnej i barwnej powieści. Z bardzo wyrazistą główną bohaterką, która wyróżnia się nie tylko wyjątkowymi zdolnościami, ale też ciętym językiem i wyjątkowo sarkastycznym poczuciem humoru. Cóż się dziwić, że nawet takie osobistości jak Baal są nią na tyle zaintrygowane, że zgadzają się na spotkanie przy drinku.

Autorka ma też ogromny dar do gmatwania życia swoim bohaterom, dlatego zaręczam wam, że nawet nie zdążycie pomyśleń o nudzie. Po prostu w słowniku Dory nie ma takiego słowa. Ta książka to niespełna 500 stron świetnej rozrywki, przepełnionych akcją, rewelacyjnym humorem, wyrazistymi bohaterami i genialnymi dialogami. Nawet wątek miłosny jest tutaj tak zgrabnie wpleciony, że nie wyłazi nam nieproszony na pierwszy plan, spowalniając akcję. Po prostu doskonałe urban fantasy i nawet osadzenie akcji w polskich miastach nie wypada sztucznie. Pozostaje mi tylko polecić wszystkim miłośnikom tego typu literatury, naprawdę warto dać się wciągnąć w magiczny świat Dory Wilk!

niedziela, 13 stycznia 2013

Twój cień – Jeffery Deaver

Tytuł oryginału: XO
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 455
Ocena: 5/6

Kiedy sięgam po książki Deavera zawsze mam pewność, że dostanę thriller na najwyższym poziomie. Zaskakujący i wywołujący ciarki na plecach. I tym razem moje oczekiwania zostały spełnione, to naprawdę niesamowite, że po napisaniu tylu książek, autor nadal potrafi wywołać u czytelnika takie same emocje.
Tym razem wyruszamy wraz z Kathryn Dance do Fresno. Agentka musi odpocząć po wyjątkowo ciężkim dochodzeniu, więc postanawia oddać się swojemu hobby – nagrywaniu mało znanych, lokalnych zespołów. Przy okazji ma w planach spotkanie ze swoją dobrą znajomą Kayleigh Towne, gwiazdą muzyki country, która powraca w swoje rodzinne strony, żeby dać koncert w miejscu, gdzie stawiała swoje pierwsze kroki jako wokalistka.
Szybko jednak okazuje się, że ani dla Kayleigh, ani dla Kathryn nie będzie to zbyt spokojny urlop. Kayleigh ma bowiem stalkera, niegroźnego, dopóki trzyma się daleko. Tylko, że stalker nagle pojawia się we Fresno, śledzi każdy krok dziewczyny i jest wszędzie, gdzie ta się pojawi. Na domiar złego nagle zaczynają ginąć ludzie z otoczenia gwiazdy. Większości wydaje się oczywiste, że za morderstwami stoi stalker. Ale czy na pewno?
Aby się tego dowiedzieć Kathryn musi zapomnieć o urlopie, wkroczyć do akcji i pomóc lokalnej policji, zanim liczba ofiar jeszcze się zwiększy.

Już zdążyłam zapomnieć jak emocjonujące potrafią być książki Deavera, może i dobrze, bo po raz kolejny pozwoliłam się zaskoczyć rozwiązaniem zagadki. Uwielbiam do ostatniej strony nie wiedzieć, jak to się wszystko skończy, a u Deavera jest więcej niż pewne, że tak właśnie będzie. Dostaniecie tutaj tyle zwrotów akcji, że już w połowie nie będziecie mieli pojęcia, kogo właściwie podejrzewać. Jeśli sama Kathryn Dance ma problem z rozgryzieniem podejrzanego, to cóż możemy zdziałać my, czytelnicy.
A stalker zawsze jest ciężkim przeciwnikiem, nawet dla tych, którzy odczytywaniem mowy ciała zajmują się zawodowo. To już nie pierwsza książka poruszająca problem stalkingu, z którą się spotykam. Cieszę się, że pisarze sięgają po ten temat, dzięki temu wiele osób może przekonać się, że posiadanie cichego wielbiciela nie koniecznie musi być tak urocze, jak się większości wydaje. Nawet jeśli jest się sławną piosenkarką, która może zasłonić się tabunem prawników i ochroniarzy. To nie ma znaczenia. Stalker i tak znajdzie sposób, żeby się z nią skontaktować. Kayleigh od miesięcy żyje w ciągłym strachu, o siebie, o swoich bliskich. Aż wreszcie jej najgorsze obawy się sprawdzają i ktoś zaczyna mordować jej bliskich. Tylko czy to prześladowca, czy ktoś zupełnie inny? Ta niepewność doprowadza Kayleigh do szaleństwa. Czytelnika też, pragnę dodać. Za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że już jakoś to sobie poukładaliśmy i zaczynamy rozgryzać tę sprawę, autor funduje nam taki zwrot akcji, że znowu zaczynamy od zera z naszymi podejrzeniami. I tak jest praktycznie do samego końca.

Niewątpliwą zaletą powieści jest też przedstawienie samego śledztwa. Nie ma tu cudów i metod rodem z seriali w stylu „CSI”. Jest za to skrupulatne śledztwo prowadzone przez lokalną policję i agentkę Dance, badanie dowodów, podążanie za tropami. Po prostu dobra, policyjna robota.
Fani Deavera zapewnie ucieszy wiadomość, że w książce pojawiają się też na chwilę Lincoln Rhyme i Amelia Sachs. A jak wiadomo, Lincolnowi nie umknie żaden szczegół, i jeśli ktoś jest w stanie ruszyć z tym śledztwem do przodu, to tylko on. Miło było znowu poobserwować ten genialny umysł przy pracy.

Ciekawostką są też teksty piosenek Kayleigh. Autor postanowił umieścić je na końcu książki. Jest to świetny zabieg, ponieważ często są one uzupełnieniem wydarzeń zawartych w książce. Co prawda przetłumaczone na język polski sporo tracą, ale i tak są ciekawym dodatkiem. Dodatkowo Deaver informuje nas, że te utwory zostały nagrane i można je przesłuchać na jego stronie. Czytanie książki ze ścieżką dźwiękową to naprawdę ciekawe doświadczenie, polecam zajrzeć na stronę autora.

Podsumowując, Deaver jak zwykle w świetnej formie. Gorąco zachęcam do zapoznania się z jego najnowszą powieścią. Miłośnicy jego talentu będą jak zwykle zadowoleni, a osoby, które jeszcze nie miały z nim styczności z pewnością chętnie sięgną po inne jego pozycje.

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa