poniedziałek, 25 czerwca 2012

Dziewiąty mag - A. R. Reystone

Cykl/Seria: Dziewiąty mag
Tom: 1
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 544
Ocena: 4/6

„Dziewiątego maga” pierwszy raz czytałam parę lat temu i pamiętam, że pochłonęłam tę książkę w jeden wieczór. Potem ubolewałam nad tym, że szanse na drugi tom są dość nikłe i co jakiś czas szukałam w internecie jakichś informacji na ten temat. Kiedy zobaczyłam, że wydawnictwo Nasza Księgarnia ma zamiar wznowić pierwszą część i wydać kolejne bardzo się ucieszyłam. Chętnie odświeżyłam sobie losy bohaterów przed wydaniem kolejnych części.

Ariel jest zwykłą panią weterynarz, wiedzie zwyczajne życie, wychowuje córkę. Do czasu, kiedy zostaje zwabiona do świata równoległego, gdzie ma wykorzystać swoje umiejętności, aby ratować tamtejsze smoki. Cóż, porzucenie własnego życia i świata to nie jest łatwa decyzja, jednak Ariel postanawia podjąć się tego zadania. Przy okazji okazuje się, że nasza pani weterynarz nie jest znowu taka zwyczajna…

Kiedy czytałam tę książkę po raz pierwszy, wciągnęła mnie tak, że nawet nie zauważyłam, kiedy dobrnęłam do końca. Problem z czytaniem książki po raz  kolejny jest taki, że już wiemy co się wydarzy, a przez to zwracamy większą uwagę na szczegóły. I niedociągnięcia. Chociaż przyznam, miłym zaskoczeniem był fakt, że Nasza Księgarnia skończyła książkę trochę dalej niż zakończyła się w poprzednim wydaniu. I to się bardzo chwali, ponieważ wtedy miało się wrażenie, że lektura nam się urywa w trakcie akcji.
Po latach moja ocena „Dziewiątego maga” nadal będzie pozytywna, to całkiem lekka i przyjemna lektura. Jednak jeśli ktoś będzie oczekiwał fantastyki z wyższej półki może się rozczarować. Ja mam po prostu sentyment do wszystkiego, co jest o magii i smokach i już samo to będzie dla mnie zaletą. A akurat smoki są najmocniejszą stroną tej historii. Silne, mądre, odważne i dowcipne, czyli dokładnie takie jak wszyscy lubimy.
Gorzej, jeśli przyjrzeć się głównej bohaterce. Ja bardzo nie lubię kryształowych bohaterów,  a Ariel niestety taka właśnie jest. Wszystko jej się udaje, w nowym świecie adaptuje się raz dwa, z wszystkich problemów wychodzi obronną ręką i oczywiście okazuje się, że dysponuje większą mocą, niż wszyscy tej krainie. Jakże nieprzewidywalne. Chociaż na przewidywalność jeszcze jestem w stanie przymknąć oko. Ale na zachowanie głównej bohaterki już nie koniecznie. Bo jak trzydziestoletnia kobieta może zachowywać się jak głupiutka nastolatka? Nie obrażając nastolatek. Do tego jej romans z Marcusem, który przez większość czasu albo przeszkadza, albo drażni, albo jedno i drugie. Po raz kolejny mamy dorosłych ludzi zachowujących się jak nieopierzeni gimnazjaliści. A już super śmieszny żart, który postanowiła zrobić przy końcu Ariel Marcusowi sprawił, że miałam ochotę walić głową w ścianę. No ja błagam o litość, jaki dorosły człowiek wpadłby na tak durny pomysł.
Mam wrażenie, że z całkiem fajnego pomysłu autorka zrobiła romansidło z magią i smokami w tle. A ja bym jednak prosiła więcej akcji i mniej użalania się nad niesprawiedliwością tego świata, który nie pozwala się rozwinąć tak wspaniałemu uczuciu. Ja sobie zdaję sprawę, że teraz ciężko uświadczyć fantasty bez romansu. W ogóle czegokolwiek bez romansu. Ale jednak niektórzy potrafią pisać tak, że problemy sercowe głównych bohaterów nie wyłażą nam ciągle na pierwszy plan. Bo może ja akurat wolałabym się dowiedzieć czegoś więcej o tym, jak ten równoległy świat wygląda, i przede wszystkim, co doprowadziło do tego, że tak wygląda. A tu historia i opis krainy trochę niedomaga. Warto by było skupić się w kolejnych częściach właśnie na tym. Dlatego nie lubię oceniać serii po pierwszym tomie, bo w kolejnych autor lubi się rozkręcić. I mam nadzieję, że z tą serią też tak będzie. Jeśli tom drugi przyniesie mi więcej akcji, to ocena naprawdę poleci w górę. Inaczej, bo jednak braku akcji tej książce odmówić nie można. Tutaj odnosi się wrażenie, że akcja jest przerywnikiem w tym, co dzieje się między bohaterami. A ja jednak wolałabym żeby było odwrotnie.

Nie zmienia to faktu, że książka ma potencjał i wciąga niesamowicie. Mimo wszystkich niedociągnięć, naprawdę dobrze mi się ją czytało i całkiem przyjemnie spędziłam czas. Do ideału jej daleko, ale dla niewymagającego czytelnika będzie świetna. Nawet dla takiego, który zęby zjadł na fantastyce, o ile nastawi się właśnie na lekką lekturę. No i zdecydowanie jest to lektura dla pań, panowie bardzo szybko mogą się zniechęcić wątkami romansowymi. No chyba, że jakiś pan takowe lubi, to proszę bardzo ;)  Polecam, jeśli macie ochotę na coś lekkiego, nie wymagającego zbytniego wysiłku umysłowego, albo po prostu dla odstresowania po ciężkim dniu. Nieskomplikowana fabuła, dużo dialogów wartka akcja będą świetnym sposobem na spędzenie popołudnia.

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa
 

środa, 20 czerwca 2012

Reckless. Kamienne ciało - Cornelia Funke

Tytuł oryginału: Reckless. Steinernes Fleisch
Cykl/Seria: Reckless
Tom: 1
Wydawnictwo: Egmont
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 352
Ocena: 5/6

Jaki byłby świat po drugiej stronie lustra, gdyby istniał? Jakub Reckless przekonuje się o tym na własnej skórze, kiedy przez przypadek odkrywa, że lustro w gabinecie zaginionego ojca to w rzeczywistości drzwi do innego świata. Z biegiem lat zaczyna spędzać w tym drugim świecie coraz więcej czasu, pozostawiając matkę i brata w nieświadomości. Ten drugi świat jest pełen tajemnic i skarbów, które tylko czekają, żeby je odnaleźć. Tam Jakub czuje się lepiej. Jednak pewnego dnia popełnia błąd. Nie zachowuje należytej ostrożności i Will podąża za nim przez lustro. Zraniony przez Czarną Nimfę zaczyna zamieniać się w kamień, a Jakub gotowy jest dokonać niemożliwego, żeby ten proces odwrócić. Wyruszają więc w poszukiwaniu ratunku dla Willa, za towarzystwo mając wieloletnią przyjaciółkę Jakuba, Lisicę, oraz narzeczoną Willa, Klarę. To będzie najniebezpieczniejsza wyprawa jakiej podjął się w tym świecie, ale też mająca dla niego największe znaczenie.

Cornelia Funke urzekła mnie swoją „Atramentową Trylogią”, więc kiedy zobaczyłam jej nową powieść koniecznie musiałam ją przeczytać. I oczywiście, nie zawiodłam się. Fakt, może i powtórzony schemat, może i rozwiązania niezbyt oryginalne. Jednak  w swojej twórczości Funke ma coś takiego, że czytelnik już po kilku stronach zostaje pochłonięty i wciągnięty do świata bohaterów i nie może się z niego wyrwać, dopóki nie przeczyta ostatniej strony. Świat, który pokazuje nam Jakub jest tak fascynujący, że aż chciałoby się go zobaczyć na własne oczy. Autorka wykorzystując znane wszystkim historie, stworzyła coś swojego, niepowtarzalnego. Bo oto trafiamy do wieży, w której wiecznym snem śpi Śpiąca Królewna, wspinamy się po włosie Roszpunki, czy słuchamy o samonakrywającym się stoliczku. Dużo mamy tutaj odniesień do baśni i bajek, które każdy zna. A przy tym Funke dopisuje swoje własne postaci, które rządzą tym światem. Ciekawy to zabieg, bo czytelnik może się poczuć, jakby naprawdę trafił do świata baśni znanego z dzieciństwa, tylko teraz może spojrzeć na niego swoim dorosłym okiem, i zobaczyć, że nie wszystko tam jest takie piękne, jak w historiach opowiadanych nam w dzieciństwie przez rodziców.

Kolejną wielką zaletą w powieściach autorki jest jej styl. Niezwykle barwny język i bardzo plastyczne opisy w połączeniu z ilustracjami tworzonymi przez samą Funke dają niesamowite wrażenia z lektury i cudownie pobudzają wyobraźnię. Dzięki temu książkę czyta się błyskawicznie, a dodatkowo zżerani przez ciekawość czy uda się uratować Willa nie jesteśmy stanie odłożyć książki choćby na chwilę.
Jeśli już mowa o ilustracjach, to warto również dodać, że już sama oprawa graficzna książki przyciąga jak magnes. Wydawnictwo naprawdę się postarało i pod tym względem nie można mu nic zarzucić.

Szczerze polecam! Lektura obowiązkowa dla każdego fana twórczości Funke. Jeśli ktoś jeszcze tym fanem nie jest, a lubi magiczne historie o magicznych krainach, to gwarantuję, że po przeczytaniu „Kamiennego ciała” fanem zostanie. Niezależnie od wieku i płci. Więc jeśli jesteście gotowi wybrać się do świata po drugiej stronie lustra – zapraszam! Tylko dobrze się zastanówcie, bo co będzie, jeśli przejdziecie przez lustro i nie będziecie chcieli wracać?

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa

niedziela, 10 czerwca 2012

Starsza pani wnika - Anna Fryczkowska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 440
Ocena: 4.5/6

Pewien świeżo upieczony detektyw – Jaro - znajduje faceta, którego polecono mu znaleźć. Problem w tym, że martwego. Tym samym jego pierwsza w życiu sprawa bardzo się komplikuje. Krótko potem znika pewna księgowa, spokojna matka i babcia, nie miała powodu by uciekać, więc jej córka wynajmuje naszego detektywa, bo obawia się najgorszego. W tym samym czasie na podwórku Jarka ktoś zaczyna mordować koty. Jak biedny Jareczek sobie z tym wszystkim poradzi? Ano tak, że przecież ma ukochaną babcię, która będzie prowadzić własne śledztwo i wyniki podrzucać Jarkowi, żeby ten biedny uwierzył w swoje siły. I o dziwo, okaże się bardzo skuteczna jak na staruszkę.

Czekacie sobie w kolejce do lekarza, przed wami starsza, niepozorna pani w moherowym berecie zasypuje recepcjonistkę pytaniami. Jaka jest wasza pierwsza myśl? Pewnie, że to typowa ciekawska staruszka. A gdybym wam powiedziała, że ta staruszka właśnie prowadzi śledztwo? Oczywiście, nikt by nie uwierzył. I w tym właśnie siła babci Halinki!
Sprawdza w komputerze Jarka postępy w śledztwach, podsłuchuje pod drzwiami i zbiera informacje. A potem sprytnie je wykorzystuje, żeby pomóc wnukowi, bo przecież jej biedny Jareczek sam sobie nie poradzi.
Zabawne i tragiczne, zależy z której strony spojrzeć. Bo poczynania babci bawią, nie przeczę. Niedomyślność i nieogarnięcie Jarka również. Ale patrząc z drugiej strony, widzimy prawie trzydziestoletniego faceta, który mieszka z babcią. Babcia go utrzymuje, karmi, sprząta, pierze. On nie zauważa, że  coś jest na tym obrazku nie tak, bo mu po prostu wygodnie. Ona sama doprowadziła do takiego stanu, robiąc wszystko za niego. Babcia nie wierzy w niego, on sam w siebie też nie wierzy. Sytuacja bez wyjścia, mogłoby się wydawać.
Na szczęście Jaro spotyka na swojej drodze dwie panie doktor, dzięki którym w końcu ma szansę zacząć żyć jak normalny, dorosły facet. Babci to się nie spodoba, ale i z tym można sobie poradzić.

Przyznam, że autorka w ciekawy sposób rozprawiła się ze stereotypem staruszek, które we wszystko się wtrącają. Bardzo ironiczne spojrzenie, ale i bardzo prawdziwe. Potrafi rozbawić, ale potrafi też zirytować. Jak właściwie każdy bohater w tej książce. Najbardziej irytujący był fakt, że wszyscy mężczyźni jacy pojawili się w tej książce okazali się fałszywymi, kłamliwymi i zdradliwymi draniami. No już bez przesady, naprawdę.
Ale poza tym naprawdę sympatyczna historia. Napisana lekko i przyjemnie, no może poza momentami morderstwa i znęcania się nad kotami. Taka sobie obyczajowa lektura z wątkiem kryminalnym i trochę nieporadnym detektywem. Bardzo dobrze nakreślone postacie płci pięknej, nie tylko te starsze. Za to męskie trochę kuleją. Lepiej robi się w momencie, kiedy Jaro wreszcie dojrzewa do tego, żeby postawić się babci.
Dobrze się czyta, wciąga, słowem – polecam. Dobra zabawa gwarantowana dla każdego, kto lubi historie z trupem i rodzinnymi tajemnicami tle!