wtorek, 1 grudnia 2015

Uwierz Lucy – Tamsyn Murray



Tytuł oryginału: My So-called Afterlife
Seria/Cykl:  Afterlife
Tom: 1
Wydawnictwo: Akapit Press
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 192
Ocena: 4/6

Historie o życiu po życiu stały się ostatnio bardzo popularne. Ludzka ciekawość tego, co jest po drugiej stronie pobudza wyobraźnię, więc życie duchów w literaturze wygląda różnie. Jeśli zaś chodzi o „Uwierz Lucy” to duchy zdecydowanie poszły z duchem czasu!

Kiedy poznajemy Lucy, od jej śmierci minęło pół roku. Dowiadujemy się, że duch jest przywiązany do miejsca swojej śmierci, więc dziewczyna w perspektywie ma spędzenie wieczności w miejskiej toalecie. Niezbyt przyjemna wizja, trzeba przyznać. Lucy żyje tak do momentu, w którym w toalecie pojawia się Jeremy. Okazuje się, że chłopak ją widzi, co jest wielkim zaskoczeniem dla nich obojga. Kiedy mija pierwszy szok, Jeremy zaczyna odwiedzać naszego ducha coraz częściej. Streszcza jej ulubione seriale, przynosi czasopisma i próbuje się dowiedzieć jak może jej pomóc. Dzięki Jeremy’emu Lucy dowiaduje się, że nie tylko może opuścić miejsce swojej śmierci, ale też spotykać się z innymi duchami. W tym z absolutnie cudownym Ryanem. I kiedy już by się mogło wydawać, że Lucy osiągnęła pełnię pozażyciowego szczęścia, Jeremy zaczyna nalegać na odnalezienie mordercy Lucy. A ona wcale nie jest pewna czy chce wracać do tych wydarzeń.

To, co najbardziej wyróżnia tę powieść, to niewątpliwie sposób funkcjonowanie duchów. Mogą robić praktycznie wszystko to, co mogli robić za życia. Nawet urządzać imprezy i korzystać z telefonu komórkowego. Co prawda muszę przyznać, że jak na świat duchów, to zdecydowanie coś nowego, ale jednak trochę mi to nie pasowało. Wychodzi na to, że duchy wysyłające smsy, to jednak nie mój klimat.
Na początku trochę mnie to drażniło, potem przywykłam. Tak samo jak przywykłam do głównej bohaterki, która na początku też była bardzo irytująca. Bo mogłoby się wydawać, że po śmierci człowiek przestaje martwić się o wygląd, a tu niespodzianka. Lucy martwi się nie tylko o to, czy jej kozaczki dobrze się prezentują. Do listy zmartwień dodaje też fakt, że nie jest na bieżąco z serialami, oraz z najświeższymi plotkami. Z czasem jednak pokazuje bardziej ludzkie oblicze, przypuszczam, że pod wpływem innych duchów, z którymi się zaprzyjaźniła. Próbuje im nawet pomóc, zwłaszcza swojej nowej przyjaciółce Hep, która nie potrafi pogodzić się z tym, co spotkało ją za życia. W tym świecie duchy to naprawdę ciekawe osobowości, każdy z nich stara się „żyć” normalnie, czyli w miarę możliwości  tak, jak przed śmiercią. Jednak nie jest to łatwe, bo każdy zmaga się z pytaniem, jakie niedokończone sprawy zatrzymują ich na tym świecie.
Jedyne co kuleje, jeśli chodzi o bohaterów, to sposób, w jaki nakreślony został Jeremy. A raczej jego brak. Bo o Jeremym nie wiemy praktycznie nic, jedyne chwile, kiedy mamy z nim do czynienia to te, w których przychodzi do Lucy, albo próbuje rozwiązać zagadkę związaną z jej morderstwem. A szkoda, bo zaważywszy na to, jak dużą rolę odegrał w tej historii, miło byłoby dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

Jeśli chodzi o fabułę, to jest to typowa powieść o duchach dla nastolatek. Nie mogę powiedzieć, że jest zła, bo czyta się naprawdę dobrze. Ale nie jest też niczym odkrywczym. Ot, takie młodzieżowe czytadełko, świetne dla zabicia czasu. Lekka, napisana prostym językiem, z humorem i paroma głębszymi refleksjami. Myślę, że przypadnie do gustu młodym czytelniczkom, które gustują w tego typu powieściach.  Czyta się bardzo szybko, a ze względu na niewielką objętość, jest to lektura na jedno popołudnie. Niewielka objętość co prawda nie daje nam za dużo czasu na wczucie się w klimat powieści, ale i tak można miło spędzić czas, śledząc losy nastoletnich duchów. Zdecydowanie polecam, jeśli ktoś szuka lekkiej lektury. 

http://www.akapit-press.com.pl/

http://sztukater.pl/

sobota, 7 listopada 2015

Bex Factor – Simon Packham

Od jakiegoś czasu zmagam się z kryzysem czytelniczym. Chociaż może to być bardziej brak czasu niż kryzys, faktem jest jednak, że czytam, jak na mnie, przerażająco mało. Jeszcze większy kryzys dopadł mnie w związku z pisaniem. Stosik przeczytanych książek rośnie, a chęci i weny do pisania brak. Im dłużej siedzę i gapię się w pusty dokument tekstowy, nie mogą sklecić nawet jednego sensownego zdania, tym bardziej się irytuję i zniechęcam.
Jednocześnie odkryłam, że mam na dysku multum opinii z zamierzchłych czasów. Czas je opublikować, może to mnie jakoś zmotywuje do działania. A przynajmniej mam taką nadzieję. 

Tytuł oryginału: The Bex Factor
Wydawnictwo: Akapit Press
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 192
Ocena: 4.5/6

Bex zawsze marzyła o karierze piosenkarki. Wygląda na to, że marzenie może się spełnić, ponieważ udało jej się dostać na casting do popularnego talent show. Do ideału brakuje jej jeszcze tylko kogoś, kto będzie jej akompaniował na gitarze. I tu znowu sprzyja jej szczęście, w szkole jest chłopak o imieniu Matthew, który gra wyśmienicie. Pozostaje jedynie zebrać się na odwagę i poprosić go o pomoc. Jednak los bywa przewrotny i jurorzy zamiast Bex, proponują udział w programie Matthew. Czy będzie miała w sobie tyle odwagi, żeby wspierać kolegę, w momencie, kiedy on spełnia jej marzenie? I czy jest na tyle silna, żeby w czasie nieobecności chłopaka zająć się jego rodzinnymi problemami?

„Bex Factor” to naprawdę ciekawa pozycja dla młodego czytelnika. Nie powiem, że jest to zupełny powiew świeżości w literaturze młodzieżowej, ale jednak czymś się wyróżnia i jest godna polecenia.
Opisane wydarzenia obserwujemy z perspektywy dwóch narratorów. Bex, dziewczyna z pasją, która mimo, że mieszka w najgorszej dzielnicy miasta ma odwagę walczyć o swoje marzenia. Wspiera ją w tym kochająca rodzina, na którą zawsze może liczyć
Z drugiej strony jest Matthew. Chłopak z bogatego domu, który z pozoru nie ma żadnych problemów. Ale pozory mylą. Bo w domu Matthew musi opiekować się ciężko chorą matką oraz młodszą siostrą.
Co się stanie, kiedy życie tej dwójki zostanie wywrócone do góry nogami? Matthew trafi do jakże sztucznego i zakłamanego showbiznesu, a Bex zobowiąże się do opieki nad jego rodziną. Czeka ich naprawdę sporo wyzwań, nim konkurs dobiegnie końca.

Bardzo mądra książka, muszę przyznać. Mam wrażenie, że wielu młodych czytelników, zapatrzonych w idoli z telewizji i marzących o sławie, potrafiłaby skłonić do refleksji i sprowadzić na ziemię. Bo mimo, że utrzymana w młodzieżowej stylistyce, bez żadnego upiększania pokazuje, jak wygląda telewizyjne show od drugiej strony, tej, gdzie nawet spontaniczność jest reżyserowana. Co prawda nie można założyć, że produkcja programów telewizyjnych wygląda dokładnie tak jak zostało to opisane w tej powieści, ale uświadamia najważniejszą rzecz – w telewizji nie zawsze chodzi o spełnianie marzeń i sprawianie, że czyjeś życie zmienia się na lepsze. Przeważnie chodzi tylko o pieniądze i słupki oglądalności.
Wiele ważnych i trudnych tematów zostało tu poruszonych, począwszy od tego głównego, poprzez różnice klasowe, przyjaźń, ciężką chorobę, wspomniana jest nawet eutanazja.
Dużą zaletą są tutaj bohaterowie, którzy są bardzo dobrze nakreśleni, a zmiany, jakie w nich zachodzą w miarę rozwoju akcji są bardzo realistycznie przedstawione. Dzięki temu czytelnikowi łatwiej będzie się z nimi identyfikować.
I tak możemy obserwować, jak Bex najpierw próbuje spełnić swoje marzenie, ale szybko zostaje sprowadzona na ziemię przez jurorów, którzy w dość niemiły sposób uświadamiają jej, że niewiele w tym biznesie osiągnie. Potem przyjdzie jej się zmierzyć z opieką nad matką Matthew, która ze swoją huśtawką nastrojów wcale jej tego nie ułatwia. No i powrót do szkoły, gdzie wszyscy wytykają ją palcami i naśmiewają się z jej występu. Jednak mimo wszystkich trudności, dziewczyna znajduje w sobie siłę i nie ma zamiaru się poddać.
Z drugiej strony mamy Matthew, który wcale o to nie prosił, a dostał tak wielką szansę. Wyjeżdża do Szkoły Gwiazd i po raz pierwszy od długiego czasu musi martwić się tylko o siebie. Nie ma mamy, której trzeba pilnować, nie ma młodszej siostry, którą  trzeba się zająć, nie ma gotowania, zajmowania się domem i całej reszty problemów. Jest tylko on i jego wielka szansa na karierę. Łatwo można w takiej sytuacji zapomnieć o swoim systemie wartości i o tym, co w życiu ważne. Matthew coraz bardziej odcina się od swojego życia, rodziny oraz nowej przyjaciółki. Zaczyna natomiast interesować się Czarną, dziewczyną poznaną w Szkole i cały wysiłek wkłada w to, żeby zwróciła na niego uwagę. Jak długo będzie postępował wbrew sobie, zanim zauważy, co się z nim stało?

Szkoda tylko, że książka nie jest obszerniejsza. Bo na dwustu stronach został przedstawiony ponad miesiąc z życia bohaterów,  przez co niektóre wątki nie są wystarczająco rozbudowane. I zakończenie mnie trochę rozczarowało, bo już, już naprawdę myślałam, że autor będzie konsekwentny do końca i wymyśli coś lepszego, niż standardowy słodki finał. A tu dwie ostatnie strony i klops. Zakończenie, jak milion innych wcześniej. Ale mogę to wybaczyć, w końcu to powieść dla nastolatek i na to też trzeba się nastawiać sięgając po tę książkę.
Podsumowując. Bardzo dobra książka dla młodzieży, mądra i z przesłaniem, która bez wątpienia skłoni młode umysły do refleksji. Warto sięgnąć.

http://www.akapit-press.com.pl/
http://sztukater.pl/

piątek, 28 sierpnia 2015

Odlotowa Czternastka - Janet Evanovich

Tytuł oryginału: Fearless Fourteen
Cykl/Seria: Stephanie Plum. Dziewczyny nie płaczą
Tom: 14
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 350
Ocena: 5.5/6

Zacznę od tego, iż to skandal, że na czternastą część musieliśmy czekać prawie rok! ;) Tak się nie robi wiernym fankom, które z utęsknieniem czekają na kolejne części! Na szczęście w serię wkręciłam kilka osób i nie musiałam się bulwersować w samotności. Doczekałam się, wreszcie nadszedł ten dzień i w moje łapki trafiła czternasta część przygód Stephanie Plum. Tradycyjnie wszystkie inne książki poszły w kąt, bo fizycznie nie potrafiłabym się powstrzymać od czytania.

Tym razem Stephanie ma naprawdę prostą sprawę, trafia do Loretty Rizzi bez problemu. Loretta zgadza się jechać na posterunek. Czy to nie jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Czy w życiu Steph, cokolwiek, kiedykolwiek mogłoby być tak proste? Oczywiście, że nie. Loretta, która okazuje się być daleką kuzynką Morellego wymusza obietnicę, że Stephanie zaopiekuje się jej synem i niedługo potem zapada się pod ziemię. Brat Loretty, ziejący nienawiścią do Morellego jest bardzo niezadowolony z tego faktu, a słynie z dość porywczego charakteru. Stephanie trafia w domu Morellego najpierw na włamywacza, a później na zwłoki. Na domiar złego, połowa okolicy, z babcią Mazurowa na czele zaczyna przekopywać podwórko Morellego w poszukiwaniu skarbu. A, i jeszcze Brenda, spadająca gwiazdka muzyki country, która lata świetności ma już dawno za sobą. Steph ma ją ochraniać razem z Komandosem, ale jest to trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Bo w końcu co w życiu Stephanie jest łatwe?

Książki o Stephanie mają w sobie coś takiego, że zaczynam się uśmiechać już po przeczytaniu pierwszego zdania. A dalej jest już tylko lepiej. Nieustająca komedia omyłek, pakowanie się w kłopoty, wybuchy, zbiry czyhające na jej życie i babcia Mazurowa. To jedna z najmocniejszych stron tej serii, bohaterowie drugoplanowi. Stephanie sama w sobie jest genialna w swojej ciamajdowatości, ale Evanovich dba też o to, żeby jej otoczenie było równie pokręcone. Ma ona talent do tworzenia takiej parady świrów, że nie sposób o nich zapomnieć. Nawet kiedy jesteśmy już kilka części dalej, ci nadal żyją w naszej pamięci i niektórzy czasem wracają na kartach powieści. Witamy ich wtedy jak starych dobrych przyjaciół, z uśmiechem na twarzy. Tym samym autorka udowadnia, że jej wyobraźnia jest naprawdę nieograniczona. To już czternasta część, jeszcze wiele przed nami, a ona stale potrafi nas zaskoczyć. Jedyny minus tych książek jest taki, że pochłania się je w jeden dzień, a potem pozostaje tylko tęsknota i oczekiwanie na kolejny tom, co niniejszym czynię. Mam tylko nadzieję, że tym razem przyjdzie nam czekać zdecydowanie krócej!
http://fabrykaslow.com.pl/