Tytuł
oryginału: Hounded
Cykl/Seria:
Kroniki Żelaznego Druida
Tom: 1
Wydawnictwo:
Rebis
Oprawa:
miękka
Rok wydania:
2011
Ilość stron:
296
Ocena: 5/6
Ta książka to
nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Przyszła sobie i w ogóle nie zwracałam
na nią uwagi. Do czasu, kiedy moje dwie ulubione klientki zaczęły mi ją
wychwalać pod niebiosa. Stwierdziłam, że jednak coś w niej musi być.
Przeczytałam parę stron i już wiedziałam, że to jest książka, która bardzo mi
się spodoba.
W końcu nie
codziennie możemy poczytać o przygodach najprawdziwszego, ostatniego irlandzkiego
druida, który liczy sobie ponad dwa tysiące lat.
Atticus
O’Sullivan wiedzie sobie spokojne życie w Arizonie. Z wyglądu dwudziestolatek,
prowadzi sklep i stara się sprawiać wrażenie zwykłego irlandzkiego chłopaka.
Problem w tym, że pewien bóg z jego panteonu od wielu stuleci jest na niego
wściekły, a wszystko z powodu miecza, który Atticus mniej lub bardziej uczciwie
odebrał mu w bitwie. Jak wiadomo spokój nie może trwać wiecznie, szczególnie w
przypadku tak starego druida. Pradawny bóg w końcu postanowił odebrać swoją
własność osobiście, a to przysporzy Atticusowi sporo problemów. Na szczęście do
pomocy będzie miał kilku przyjaciół, m.in. swojego wiernego wilczarza
irlandzkiego Oberona, dwóch prawników, z których jeden jest
wilkołakiem-wikingiem a drugi wampirem, barmanka opętana przez hinduską boginię
i – a jakże – Morrigan, która jak zawsze jest wszędzie tam, gdzie coś się
dzieje. A, zapomniałabym. Znajdzie się też kilka polskich wiedźm, które podczas
wojny umknęły nazistom.
Jak widzicie
nie ma szans na nudę podczas lektury.
„Na psa urok”
to naprawdę doskonała powieść urban fantasty i znalazłam w niej wszystko to,
czego zazwyczaj w takich powieściach szukam. Po pierwsze główny bohater, który
jest arogancki i tryska sarkazmem oraz ironią na wszystkie strony. A przy tym
jest tak uroczy, że nie miałoby się nic przeciwko temu, żeby spotkać go na
swojej drodze. A jeśli ktoś myśląc o ostatnim na świecie druidzie wyobraził
sobie staruszka z długą brodą, w szatach do ziemi i z laską, to zaręczam, że
bardzo się rozczaruje.
Kolejną
wielką zaletą jest brak wątku romantycznego i chwała za to autorowi. Zamiast
skupiać się na bezsensownym wzdychaniu bohaterów do swej wielkiej miłości i
zajmować tym pół książki pan Hearne daje nam historię pełną akcji, okraszoną
świetnym humorem i wypełnioną genialnymi bohaterami z krwi i kości. No, może
niektórzy składają się tylko z kości, ale to taki drobny szczegół.
Uwielbiam
autorów, którzy w swoich książkach
przeplatają ze sobą wszelkie istniejące mitologie, a przy tym jeszcze
wiedźmy, demony, wróżki [które jakoś nie są słodkimi stworzonkami sypiącymi
magicznym pyłkiem], wilkołaki, wampiry [sztuk jeden – tylko!], olbrzymy i całą
masę innych stworzeń magicznych plączących się po naszym świecie. A przy tym
wplecione są w ten świat tak idealnie, jakby ich istnienie było
najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem.
Polecam
gorąco każdemu!! Jestem przekonana, że nie tylko miłośnicy urban fantasty i
magii znajdą tutaj coś dla siebie. A dla wspomnianych miłośników ta książka
będzie prawdziwą ucztą literacką. Przerywaną atakami śmiechu.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Rebis