czwartek, 30 maja 2013

Hrabstwo ponad prawem – Matt Bondurant




Tytuł oryginału: The Wettest County in the World
Wydawnictwo: Anakonda
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312
Ocena: 4/6

Hrabstwo Franklin, Wirginia. Nie bez powodu zwane najmokrzejszym hrabstwem świata. To tutaj, w okresie prohibicji w Ameryce, bimbrownicy robili złoty interes handlując swoimi wyrobami na potęgę. W centrum tych wydarzeń byli bracia Bondurantowie, którzy zdecydowanie wiedli prym w tym interesie. Po tym jak epidemia grypy zabiera im matkę i siostry, chłopcy muszą sobie jakoś radzić. Z Forrestem na czele, rozkręcają prężnie działający interes, a wokół nich zaczyna tworzyć się legenda.

Sama historia jest ciekawa już choćby z tego powodu, że w dużej mierze czytamy o prawdziwych wydarzeniach, autor opisuje losy swojego dziadka i jego rodziny, dodając od siebie trochę fikcji literackiej w momentach, w których nie był w stanie odtworzyć tego, co naprawdę się wydarzyło. A odtwarzanie nie było łatwe z tego względu, że żaden z braci nigdy nie prowadził dzienników, więc autor musiał opierać się na tym, czego dowiadywał się z historii opowiadanych w domu, lub ze starych wycinków prasowych. Więc jak można się domyślić nie była to łatwa praca, a jednak Bondurant stanął na wysokości zadania i bardzo zgrabnie poskładał historię swojej rodziny w spójną i jakże fascynującą całość.
Co się chwali autorowi najbardziej – potrafił podejść do tych wydarzeń bardzo obiektywnie, mimo, że nie zawsze było się czym chwalić. Nie wybielał członków swojej rodziny, nie oczerniał innych bohaterów. Przedstawił wydarzenia tak, jak wyglądały w rzeczywistości, mimo, iż pewnie nie zawsze było to łatwe, bo i nie wszystkie postępki jego przodków były godne pochwały.

Na początku bracia Bondurantowie jawią się jako gangsterzy z krwi i kości, jednak kiedy zaczynamy ich lepiej poznawać  przekonujemy się, że to tylko legendy, które zdążyły narosnąć wokół nich przez lata. W tamtych czasach prawie każdy był bimbrownikiem, jeśli ktoś miał rodzinę na utrzymaniu, a plony były słabe, to ludzie łapali się każdego możliwego źródła dochodu. Bondurantowie mieli farta i udało im się rozkręcić biznes na ogromną skalę. Każdy z nich robił to z innych pobudek, każdy na co innego przeznaczał zarobione pieniądze, ale ryzyko w przypadku każdego z nich było takie samo. Te kilkadziesiąt lat temu Bondurantowie nie myśleli o sławie i rozgłosie, oni chcieli po prostu godnie żyć w czasach, kiedy nie było to łatwe. A jednak po latach okazało się, że historia ich rodziny jest na tyle fascynująca, że zasługuje na opisanie jej w powieści.
Właściwie można tego nawet pozazdrościć Mattowi Bondurantowi. Może nie faktu, że jego przodkowie prowadzili momentami życie rodem z gangsterskiego filmu, ale tego, że mógł z wielką dokładnością odtworzyć losy swoich przodków. Mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo było to fascynujące. Powieść wiele na tym zyskuje, bo bohaterowie są przedstawieni bardzo szczegółowo. Autor podjął się wielkiego wyzwania pisząc  tę historię i z całą pewnością mu sprostał. Mimo, że momentami czytanie szło mi trochę opornie, to i tak ciekawość, co będzie dalej była na tyle silna, że odłożenie książki nie wchodziło w grę.
Co prawda Bondurant nie rozlicza swoich bohaterów z ich postępowania, ale zdecydowanie skłania do refleksji czytelnika. Czytelnik sam odpowie sobie na pytanie, czy bimbrownicy to byli naprawdę „ci źli”, czy może byli tylko ludźmi próbującymi zapewnić byt rodzinom, chwytając się każdego możliwego sposobu. A zapewniam Was, że w tej historii nic nie jest czarne lub białe. Jeśli ktoś jest ciekawy, jak to wszystko wyglądało „od kuchni”, to nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do lektury. 

poniedziałek, 27 maja 2013

Wszystkie grzechy nieboszczyka – Iwona Mejza

Seria/Cykl: Zbrodnia w bibliotece
Wydawnictwo: Oficynka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 276
Ocena: 4.5/6

Bożenka Kryspin wiedzie dość uporządkowane, żeby nie powiedzieć nudne życie. Jest kasjerką w firmie ubezpieczeniowej Bezpieczna Przyszłość, każdy dzień mija jej według określonego od lat porządku. Do czasu, aż w pewien poniedziałek przychodzi do pracy i pod własnym, ukochanym biurkiem znajduje trupa. I to na domiar złego znajomego trupa. Wszyscy pracownicy firmy są bardzo przejęci pojawieniem się w firmie policji, tyle że wcale nie z powodu niespodziewanego morderstwa. Szybko okazuje się, że każdy z nich ma na sumieniu mniejsze lub większe grzeszki, dlatego kręcący się przy nich stróże prawa wcale nie są im na rękę. Komisarz Jodła i jego współpracownicy nawet nie zdają sobie sprawy, jak ciężka przeprawa czeka ich z pracownikami owej firmy. Na szczęście Bożenka nie zamierza siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż zamkną jej miejsce pracy, dlatego wraz z bardziej zaufanymi współpracownikami organizuje burzę mózgów i postanawia za wszelką cenę pomóc komisarzowi w dochodzeniu.

Iwona Mejza jest zagorzałą wielbicielką kryminałów, między innymi twórczości Joanny Chmielewskiej. I muszę przyznać, że to widać. Nie jest to jednak wada, w żadnym wypadku. Uważam, że bardzo brakuje na naszym rynku wydawniczym tego typu powieści, więc nic, tylko się cieszyć. Tym bardziej, że Pani Iwona nie kopiuje Chmielewskiej, a jedynie się nią inspiruje. Autorka wypracowała sobie swój własny styl, który mogę tylko chwalić. Pomieszanie z poplątaniem jest tu motywem przewodnim. Trupów przybywa, każdy może być mordercą, każdy mógł mieć motyw, jednak dowodów i poszlak policja ma tyle, co kot napłakał. A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o? Niby zazwyczaj o pieniądze, jednak w tej sprawie nic nie idzie tak, jak  iść powinno, więc powód tego całego zamieszania też pozostaje zagadką.
Jedną z największych zalet jest też humor. Nie dość, że powieść wciąga od samego początku, to jeszcze uśmiech praktycznie nie schodzi nam z twarzy. No i co najważniejsze – dzieje się! Na nudę tutaj na pewno nie będziecie narzekać. Akcja nie zwalnia nawet na chwilę, przy okazji śledztwa wychodzą na jaw szemrane interesy pracowników, więc policja ma pełne ręce roboty. A i sami podejrzani nie próżnują, z jednej strony próbując pomóc policji, a z drugiej ukryć jak najwięcej swoich grzeszków. Kreacji bohaterów to ja mogę pani Iwonie tylko pogratulować, takie stężenie kombinatorów w jednej malutkiej firmie to gwarancja świetnej rozrywki dla czytelnika.

Z radością muszę przyznać, że komedia kryminalna na polskim rynku wydawniczym ma się naprawdę dobrze. I to nie tylko dzięki moim ulubionym autorkom – Joannie Chmielewskiej i Oldze Rudnickiej. Pani Iwona też radzi sobie na tym polu znakomicie i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę miała przyjemność czytać jej powieści. Jeśli macie ochotę na lekką, dobrze napisaną powieść, która rozbawi was i wciągnie w wir wydarzeń, to zdecydowanie jest to książka dla was. Polecam!


czwartek, 23 maja 2013

Maximum Ride: Eksperyment "Anioł" – James Patterson

Tytuł oryginału: Maximum Ride: The Angel Experiment
Cykl/Seria: Maximum Ride
Tom: 1
Wydawnictwo: Hachette Polska
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 334
Ocena: 4.5/6

Ostatnio da się zauważyć, że coraz więcej autorów, którzy zwykle tworzą książki dla dorosłych, zaczyna pisać również dla dzieci lub młodzieży. Zazwyczaj oznacza to, że możemy się spodziewać naprawdę dobrze napisanych powieści, tak jest też w wypadku Jamesa Pattersona. Znany głównie z książek sensacyjnych, w nowym gatunku sprawdza się naprawdę świetnie. Dlatego moim zdaniem seria Maximum Ride będzie hitem, a przynajmniej taką mam nadzieję, bo z całą pewnością na to zasługuje.

Eksperyment „Anioł” to opowieść czternastoletniej Max, która wraz z piątką innych dzieciaków została stworzona jako eksperyment. Kilku naukowców wymyśliło sobie, że wymiesza DNA człowieka z DNA ptaków. I tak powstały skrzydlate dzieci. Jednak skrzydła to nie jedyne, co je wyróżnia, w pakiecie każde z nich ma jeszcze inne super zdolności. Większość życia spędzili w Szkole. Jednak niech Was nie zwiedzie nazwa, Szkoła w rzeczywistości jest laboratorium, gdzie naukowcy przeprowadzają testy nad swoimi tworami. I nie są to miłe doświadczenia, dzieci są tam traktowane jak szczury laboratoryjne, nikt nie uważa ich za ludzi. Jednak naszej szóstce sprzyjało szczęście, kilka lat temu Max, Kieł, Iggy, Kuks, Gazownik i Angela uciekli ze Szkoły i ukryli się tam, gdzie mieli nadzieję nie zostać znalezieni. Niestety nic nie trwa wiecznie, więc dzieciom znowu przyjdzie uciekać. W pogoń za nimi ruszają Likwidatorzy, kolejny eksperyment szalonych naukowców. I mimo, że dzieci dosyć dobrze radzą sobie z zacieraniem za sobą śladów, to jednak w jakiś tajemniczy sposób pościg zawsze zdaje się być jeden krok przed nimi. Czy uda im się wyplątać z kłopotów?

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż książka AŻ TAK mi się spodoba. Tempo akcji jest niewiarygodnie szybkie, i to już praktycznie od pierwszych stron. Dlatego błyskawicznie zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń i nie mamy najmniejszej ochoty na odrywanie się od lektury. Do tego tematyka, która też nie jest łatwa, lekka i przyjemna, bo jednak kiedy czyta się o eksperymentach na małych, bezbronnych dzieciach trochę nam skacze ciśnienie. Warsztat autora jest na bardzo wysokim poziomie, ale też niczego innego się nie spodziewałam po autorze, który jednak ma już na koncie „kilka” książek. Jedyne moje obawy dotyczyły tego, jak odnajdzie się w książce skierowanej do młodzieży, ale szybko się okazało, że były to obawy niepotrzebne. Mimo lekkiej przewidywalności, jest to książka na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Czyta się świetnie, wciąga i sprawia, że czas spędzony przy lekturze jest świetną rozrywką. Czegóż chcieć więcej? Polecam gorąco!


wtorek, 14 maja 2013

Dziecięce koszmary - Lisa Gardner

Tytuł oryginału: Live to tell
Wydawnictwo: Sonia Draga
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 408
Ocena: 5/6

Z twórczością Lisy Gardner zetknęłam się pierwszy raz, ale od razu muszę zaznaczyć, że na pewno nie ostatni! „Dziecięce koszmary” to jedna historia opowiedziana z trzech perspektyw. Historia dzieci, które z jakichś powodów (najczęściej przez znęcanie się nad nimi) trafiają na oddział psychiatrii dziecięcej z poważnymi zaburzeniami osobowości.
Na rzeczonym oddziale pracuje Danielle Burton, pielęgniarka, która od 25 lat zmaga się ze swoją tragiczną przeszłością, jednak ciągle nawiedzają ją wspomnienia tej nocy, kiedy jej ojciec zabił całą rodzinę, a potem siebie, oszczędzając tylko Danielle. Teraz ona, jako jedyna ocalała  wkłada całą energię w pomoc chorym dzieciom.
Poznacie też Victorię Oliver, matkę, która normalność zna tylko z mglistych wspomnień. Teraz całe jej życie kręci się wokół chorego syna, którego chce chronić przed całym złem tego świata. A przede wszystkim przed nim samym.
I te dwie historie splotą się ze śledztwem, które poprowadzi D.D. Warren. Zostaje ona wezwana na miejsce zbrodni, gdzie mężczyzna zastrzelił czworo członków rodziny, po czym strzelił sobie w głowę. Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się dość oczywista, ale po jakimś czasie D.D. zaczyna mieć wątpliwości, czy aby na pewno wszystko ma takie proste wytłumaczenie, jak się na początku wydawało.

Autorka oddaje w nasze ręce świetny, trzymający w napięciu thriller psychologiczny. Nie bez znaczenia jest też fakt, że porusza w nim dość trudny i delikatny temat, jakim są choroby psychiczne u dzieci. Czy to spowodowane traumatycznymi przeżyciami, czy wadami genetycznymi. Momentami jest to naprawdę przerażająca lektura, tym bardziej, że autorka nie wymyśliła sobie tego problemu. Inspiracją do napisania tej książki było dziecko jej znajomych, a podczas pisania powieści współpracowała z pracownikami prawdziwego oddziału psychiatrycznego dla dzieci. A ten fakt czyni powieść jeszcze bardziej wstrząsającą i zdecydowanie zmusza do refleksji. Trzeba przyznać, że widać jaki ogrom pracy autorka włożyła w przygotowanie tej książki, a dzięki temu historia jest naprawdę bardzo wiarygodna.
Bohaterowie też są nakreśleni po mistrzowsku. Ich przeżycia i emocje oddane z najdrobniejszymi szczegółami, dzięki czemu czytelnik ma tylko jedno wyjście – dać się wciągnąć w ten przerażający świat i z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami obserwować rozwój wydarzeń. A trzeba przyznać, że pani Gardner doskonale wie, jak z każdą kolejną stroną wprawiać czytelnika w coraz większe osłupienie.
Wątek kryminalny też jest poprowadzony bardzo dobrze i rozwiązanie zagadki naprawdę zaskakuje.
Cóż jeszcze mogę dodać, to naprawdę dobra książka, dopracowana pod każdym względem i zdecydowanie dająca do myślenia. Zawiera wszystko, czego miłośnicy thrillerów psychologicznych oczekują od powieści, więc moim zdaniem dla rzeczonych miłośników jest lekturą obowiązkową!


piątek, 10 maja 2013

Slash. Rockowy dom wariatów – Paul Stenning



Tytuł oryginału: Slash. Surviving Guns N' Roses, Velvet Revolver & Rock's Snake Pit
Cykl/Seria: Gwiazdy sceny
Wydawnictwo: Anakonda
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 224
Ocena: 5/6

Slash. Jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych gitarzystów świata. To pierwsze jest bez wątpienia zasługą wrodzonego talentu i miłości do grania, to drugie nieśmiertelnemu wizerunkowi faceta z gitarą, burzą czarnych loków i cylindrem  na głowie. I jeszcze do niedawna papierosem jakby na stałe przyklejonym w kąciku ust. Przypuszczam, że mało jest osób, które zobaczywszy jego zdjęcie nie miałyby pojęcia kim jest ten facet. Dla mnie, jeśli chodzi o muzykę, jest bogiem, dlatego na jego kolejną biografię wyczekiwałam z niecierpliwością. Tym bardziej, że autor na tym polu nowicjuszem nie jest i parę dobrych rockowych biografii na koncie ma ( między innymi Metallica, AC/DC czy Iron Maiden).

Czytanie o Slashu zawsze jest dla mnie przyjemnością, nie inaczej było i tym razem. Trzeba autorowi przyznać, że bardzo dobrze przygotował się do przedstawienia nam życiorysu muzyka. Tutaj od razu dodam, że jest to biografia nieautoryzowana, więc opiera się bardziej na materiałach zdobytych przez  Stenning’a z różnych źródeł, od wywiadów w prasie, po strony internetowe poświęcone Slashowi. I muszę przyznać, że bardzo rzetelnie udało mu się przedstawić drogę, jaką musiał przebyć muzyk od biegania po domu babci z gitarą do zostania gwiazdą rocka. A nie była to droga łatwa, jak to często wśród muzyków bywa.
Chociaż moim zdaniem mamy tu zdecydowanie za mało Slasha w Slashu. Odniosłam wrażenie, że Stenning za wszelką cenę chciał wyjaśnić czytelnikowi dlaczego Slash nie wrócił do Guns n’ roses. I z jednej strony próbuje pokazać, że kariera Slasha nie skończyła się wraz z odejściem z Gunsów, a wręcz nabrała rozpędu, że bez zespołu radzi sobie świetnie, bo po prostu stworzony jest do bycia na scenie i dawania fanom radości, jaka płynie z słuchania jego gry. Ale z drugiej ciągle uparcie powraca do tematu GNR i Axla, a to jest już naprawdę temat przetworzony na wszystkie możliwe sposoby. I ja nie oczekuję, że ktoś pisząc o Slashu pominie ten zespół zupełnie, bo jak by nie było jest ogromną częścią jego życia. Ale zdecydowanie za często autor do tematu powraca, zamiast naprawdę skupić się na pokazaniu, że Snakepit i Velvet Revolver również były przełomowymi etapami kariery muzyka. Bo to jest właśnie ta część, której mało kto poświęca więcej uwagi, a zdecydowanie jest tego warta. To samo dotyczy pewnych faktów z życia Slasha, które też miały w jego życiu duże znaczenie. Między innymi problemy z uzależnieniem, które doprowadziły do poważnej niewydolności serca. Te wątki zostały albo rzucone gdzieś mimochodem, albo pominięte w ogóle.

Co zachwyciło mnie najbardziej:  Stenning’owi udało się pokazać to, co w Slashu najważniejsze – jego przeogromną miłość do tego co robi. Nie dba o tą całą gwiazdorską otoczkę, on po prostu chce wyjść na scenę, do ludzi i tylko grać, grać, grać. I to właśnie jest jego magia, to sprawia, że na dźwięk jego muzyki ma się ochotę tylko zamknąć oczy i cieszyć się tym bez końca.

Zdecydowanie  jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana, nie tylko dlatego, że przybliża nam trochę tę złożoną, wiecznie skrytą za burzą loków osobowość. Dostajemy też ciekawą analizę poszczególnych utworów znajdujących się na wszystkich płytach z dorobku artysty, sporo ciekawostek z jego życia, oraz szczegółowy opis sprzętu, jakiego używa Slash, od gitar po przestery, co bez wątpienia jest wielką gratką dla gitarzystów inspirujących się Slashem.
Co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale chyba dla fana nie istnieje biografia, która w stu procentach zaspokoiłaby jego ciekawość. A przecież niemożliwością byłoby dokładne spisanie życia artysty. Dlatego jako fan jestem bardzo zadowolona i zdecydowanie polecam innym fanom!