Tytuł
oryginału: Eleven On Top
Cykl/Seria:
Stephanie Plum. Dziewczyny nie płaczą
Tom: 11
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Oprawa:
miękka
Rok
wydania: 2014
Ilość
stron: 384
Ocena: 5.5/6
I stało
się niemożliwe! Stephanie Plum rzuciła pracę! W końcu może zacząć żyć jak
normalny człowiek, poszukać normalnej pracy od dziewiątej do piątej, przestać
tarzać się w śmieciach i może nawet jej samochody przestaną wybuchać. Taaaaa…
Może i
Stephanie rzuciła pracę, ale praca wcale nie zamierza porzucić jej. Za dużo
sobie narobiła wrogów, żeby tak po prostu zacząć normalne życie. Ktoś zaczyna
jej grozić, strzela do niej i wysadza samochód w powietrze. Brzmi coś jakby
znajomo ;) Jednak Steph nie ustaje w poszukiwaniach normalnej pracy i dosyć
szybko znajduje zatrudnienie. Niestety jeszcze szybciej wylatuje z hukiem. I tu
na pomoc przychodzi znajoma firma KomandoMan, więc jak można się domyślić –
będzie się działo!
Jedna z
lepszych części przygód Stephanie, zdecydowanie! Jak zwykle pomieszanie z
poplątaniem, a do tego wszystko, co tak bardzo w tej serii lubimy. Steph i jej
wieczny pech, babcia Mazurowa i zwariowana rodzinka, Komandos, który niedługo
chyba osiwieje przez naszą bohaterkę, Morelli, który tym razem pozostaje z
lekka unieruchomiony w domu, Lula, która zajmuje wolne miejsce na etacie łowcy
nagród, tajemnicze zaginięcia i równie tajemnicze powroty. Czegóż chcieć
więcej.
Największą
wadą tej serii jest to, że książki są zdecydowanie za krótkie, nie ważne, czy
mają 300 czy 400 stron, to zawsze za mało. Szczególnie, że kiedy już się do
nich dosiądę, to nie odejdę dopóki nie skończę i potem jest mi naprawdę źle.
Ale pozostaje tylko wypatrywać kolejnej części.
Niezmiennie
jestem pod wrażeniem tego, że po jedenastu tomach autorka nadal trzyma poziom,
w żadnym wypadku nie można jej niczego zarzucić, a ja z tomu na tom jestem
ciągle zachwycona serią. W dalszym ciągu bawi mnie do łez, pozwala się
zrelaksować i na parę godzin zapomnieć o świecie. Napisana lekko i z wielkim
poczuciem humoru, akcja jak zwykle pędzi na łeb na szyję i zaskakuje na każdym
kroku. Stephanie i reszta ekipy są już dla mnie jak starzy, dobrzy znajomi, po
tylu tomach naprawdę można się z nimi bardzo zżyć. Zdecydowanie jest to jedna z
moich ulubionych serii i taką raczej już pozostanie. Jak ktoś nie czytał, to
powinien nadrobić. I niech was nie przeraża ilość tomów, nawet nie zauważycie,
kiedy będziecie z niecierpliwością oczekiwać na dwunasty!
Będę musiała wreszcie zabrać się za tą serię ;)
OdpowiedzUsuńO tej serii usłyszałam po raz pierwszy przy okazji 10 tomu i już wtedy widziałam ją dla siebie. Twoja opnia potwierdza że powinnam zacząć czytać (tylko kto mi kupi 11 książek ???) zwłaszca kiedy nawet 11 tom jest na poziomie ...
OdpowiedzUsuńNie czytałam książek z owej serii, niestety. Jednak znalazłam je w katalogu w bibliotece, więc przejdę się tam w najbliższym czasie i je wypożyczę ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko pierwszy tom w starym przekładzie. Kiedy ja nadrobię całą 11-stkę, szczególnie że każdy tom przygód Steph jest wychwalany pod niebiosa ? :)
OdpowiedzUsuńO rany... Kiedyś koniecznie będę musiała wziąć się za Śliweczkę, bo koło tak wychwalanych powieści nie można przejść obojętnie jednak to z jaką szybkością są one wydawane, nie lada mnie zaskakuje! Mam nadzieję, że będzie okazja do nadrobienia wszystkich :D
OdpowiedzUsuńKurcze nęci mnie ta seria i to już od bardzo dawna, ale przeraża mnie ilość jej tomów.
OdpowiedzUsuńKocham Śliweczkę za wszystko :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale brzmi ciekawie ;) Przydałoby się jednak złapać najpierw pierwszy tom.
OdpowiedzUsuńTo prawda, Stephanie nigdy się nie nudzi, to jest fenomen tych książek! Cieszę się, że w tym roku Wydawnictwo postanowiło tak aktywnie wziąć się za tłumaczenie kolejnych tomów z serii o Śliweczce :)
OdpowiedzUsuńOoo, Stephanie ^^ Jedenastki jeszcze nie czytałam :)
OdpowiedzUsuń