Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlaine Harris. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlaine Harris. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 sierpnia 2015

Łatwo przyszło, łatwo poszło – Charlaine Harris

Tytuł oryginału: A Fool and His Honey
Cykl/Seria: Aurora Teagarden
Tom: 6
Wydawnictwo: Replika
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 272
Ocena: 4.5/6

Moje drugie spotkanie z Aurorą Teagarden uważam za bardzo udane, chyba nawet bardziej niż poprzednie. Nawet jakoś nieszczególnie mi przeszkadza, że zaczęłam czytać od piątego tomu i nie miałam okazji nadrobić poprzednich.

Tym razem kłopoty przybywają pod dach Aurory razem z siostrzenicą jej męża, Reginą oraz jej dzieckiem, o istnieniu którego nikt w rodzinie nie miał pojęcia. Dalej wszystko toczy się już dosyć szybko, Aurora znajduje zwłoki męża Reginy na schodach, a w swoim domu obcego faceta. Regina za to znika, zostawiając dziecko. Roe i Martin wyruszają do Ohio, w rodzinne strony Martina, mając nadzieję, że uda im się jakoś rozwikłać tę niecodzienną sytuację. Roe ma pełne ręce roboty, w końcu rozwiązywanie zagadek kryminalnych na przemian z karmieniem i przewijaniem niemowlęcia to nie jest prosta sprawa.

Co tu dużo mówić, wciągnęła mnie ta historia i nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do końca książki. Aurora zaskarbiła sobie moją sympatię, zresztą, jak można nie polubić charakternej bibliotekarki, która w wolnych chwilach znajduje zwłoki, a jej życie bywa przez to niezwykle skomplikowane. Tego typu książki są moją ulubioną metodą relaksu. Z racji tego, że nie cierpię romansów oraz lekkich, łatwych i przyjemnych historyjek, zawsze, kiedy potrzebuję odetchnąć sięgam po komedie kryminalne. Seria o Roe zdecydowanie zasługuje, żeby dopisać ją do grona moich ulubionych w tym klimacie. Wartka akcja nie pozwala nam się nudzić, a pomysłowość autorki w wymyślaniu kolejnych kłopotów, w które pakuje się Roe, nie ma granic. Jest poczucie humoru, jest wyrazista bohaterka, między wierszami przewijają się problemy miłosne, i co najważniejsze, jak na kryminał przystało, nie brakuje też momentów grozy. Muszę przyznać, że przy zakończeniu zrobiło mi się smutno, a to najlepsza oznaka tego, że zdążyłam się z bohaterami zaprzyjaźnić. Tym samym moje postanowienie, aby sięgnąć po pierwsze części serii jest coraz silniejsze. Polecam, jeśli macie ochotę sięgnąć po coś lekkiego, co umili wieczór i wprawi w dobry nastrój.
http://www.replika.eu/

wtorek, 4 listopada 2014

Z jasnego nieba – Charlaine Harris

Tytuł oryginału: Dead Over Heels
Cykl/Seria: Aurora Teagarden
Tom: 5
Wydawnictwo: Replika
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 264
Ocena: 4/6

To było moje pierwsze spotkanie z Aurorą Teagarden, ale jestem pewna, że nie ostatnie. Od czasu serii o Sookie Stackhouse mam duży sentyment do twórczości Harris, i mimo, iż nie jest to literatura najwyższych lotów, to lubię sięgać po jej książki, bo po prostu dobrze się je czyta. Ot, świetny sposób na chwilę relaksu przy niezobowiązującej lekturze. Już kiedy przeczytałam opis na okładce miałam co do tej książki dobre przeczucia, trup spadający z samolotu prosto na podwórko Aurory, zwanej Roe od razu wróżył ciekawą zagadkę. Szczególnie, że tym trupem okazał się funkcjonariusz, który nie pałał do Roe sympatią. Z wzajemnością zresztą. A zwłoki w ogrodzie to dopiero początek dziwnych wydarzeń.

Mimo, iż to moje pierwsze spotkanie z główna bohaterką nie czułam się zagubiona w natłoku postaci i minionych wydarzeń, do których nawiązywano. Autorka w miarę postępowania akcji wszystko pokrótce wyjaśnia, więc jesteśmy zorientowani na tyle, żeby wiedzieć kto jest kim, i jednocześnie na tyle zaciekawieni, żeby sięgnąć po poprzednie tomy ;)
Od razu polubiłam Roe, bohaterki, które mają szczęście do wplątywania się w mroczne sprawki jakoś tak z miejsca budzą moją sympatię. Nie inaczej jest więc w przypadku bibliotekarki, która nieustannie znajduje zwłoki w dziwnych miejscach. Do tego jej przenikliwy umysł i wielka ciekawość sprawiają, że rozwiązanie zagadki kryminalnej jest dużo bardziej urozmaicone. Na wszystkie wydarzenia patrzymy oczami Roe, ponieważ narracja jest prowadzona z jej perspektyw. Pozwala to dosyć dobrze poznać ją i jej życie, ale też czasami za dużo szczegółów, bez których moglibyśmy żyć. Przynajmniej ja. Za każdym razem szczegółowo dowiadujemy się w co Roe jest ubrana (oraz co mają na sobie inni bohaterowie), jaką ma fryzurę, oraz które okulary akurat założyła (ten pomysł akurat mi się spodobał, inne okulary każdego dnia;).
Jeśli przymknąć oko na te drażniące szczegóły, to ocena książki wypada bardzo pozytywnie. Jest ciekawa intryga, jest szybka akcja, są ciekawi bohaterowie i przede wszystkim jest sporo dobrego humoru, czego po takich lekkich powieściach oczekuję. Czuję się zadowolona z tego, co otrzymałam i z wielką przyjemnością sięgnę po pozostałe tomy serii o Aurorze.

http://www.replika.eu/

piątek, 17 lutego 2012

Dotyk martwych - Charlaine Harris + konkurs

Tytuł oryginału: A Touch of Dead
Cykl/Seria: Sookie Stackhouse
Tom: 10
Wydawnictwo: Nowa Proza
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 200
Ocena: 4,5/6

„Dotyk martwych” to opowiadania o Sookie, które ukazywały się przy różnych okazjach. Jedno nawet miałam okazję już przeczytać w „Krwawych powrotach”. Cieniutka, niepozorna książeczka, do której podeszłam bez większych emocji, bo za opowiadaniami nie przepadam. A tu miła niespodzianka, bo Harris z krótką formą poradziła sobie naprawdę nieźle. W ciągu tych paru godzin spędzonych z książką (bo zdecydowanie jest to lektura na jedno popołudnie) rozwiążemy sprawę zabójstwa jednej z wróżek trojaczków, weźmiemy udział w przyjęciu na cześć księcia Drakuli, poznamy przyczyny śmierci kuzynki Sookie, razem z czarownicą Amelią sprawdzimy kto próbuje namieszać w interesie najlepszemu agentowi ubezpieczeniowemu w Bon Temps oraz dowiemy się jaki prezent dostała Sookie na Boże Narodzenie.
Sporo tego, prawda? Dlatego właśnie obawiałam się, że nic dobrego mnie nie czeka, a naprawdę świetnie spędziłam czas. Fakt, że wszystkie opowiadania są trochę podobnie napisane, najpierw mamy zagadkę, potem zagrożenie a na końcu Sookie rozwiązuje sprawę dzięki swoim zdolnościom. Na tym tle wyróżnia się jedynie „Prezent”, gdzie Sookie bardzo miło spędza Boże Narodzenie. Jednocześnie każde z nich zagłębia się w świat innych stworzeń paranormalnych: wróżek, wampirów, czarownic i wilkołaków.
Ciekawe jest też to, że każde z opowiadań jest dopowiedzeniem lub wprowadzeniem do poszczególnych tomów serii, co stanowi ciekawe uzupełnienie znanych już historii, ale też świetną zapowiedź tego, co jeszcze przed nami.

Jeśli miałabym się czegoś przyczepić, to chyba tylko tego, że właściwie nic nas tu nie zaskakuje. Dobrze się czyta, miło spędzamy czas, ale jednak nie jest to ten sam klimat, co przy powieściach. A że nawet za bardzo na to nie liczyłam, to rozczarowana się nie czuję, więc naprawdę szczerze mogę polecić wszystkim fanom serii. Świetna książka na jedno popołudnie, w sam raz żeby się odprężyć po ciężkim dniu przy książce i herbacie.

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa MAG.

A dla Was mam losowanie :) Proszę się zgłaszać i podlinkować konkurs u siebie ;) No i w zgłoszeniu podać maila, to nam sporo ułatwi ;] Zgłaszać można się do końca lutego. Wyniki 1 marca :)

niedziela, 22 maja 2011

Martwy jak zimny trup – Charlaine Harris

Tytuł oryginału: Dead as a Doornail
Seria: Sookie Stackhouse
Tom serii: 5
Wydawnictwo: MAG
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 400
Ocena: 3.5/6

W tej części brat Sookie po raz pierwszy zmienia się w pumę. I bardzo mu się to podoba. Niestety niedługo po jego przemianie ktoś zaczyna strzelać do zmiennokształtnych i to właśnie Jason jest podejrzany. Sookie martwi się o brata i próbuje dowiedzieć się kto jest snajperem. Po drodze do rozwiązania zagadki zostaje wmanewrowana w obrzędy związane z wyborem nowego przywódcy stada wilkołaków, parę razy ktoś próbuje ją zabić i oczywiście wszyscy faceci wokół niej chcą zaciągnąć ją do łóżka. Jak to zwykle u Sookie – na nudę nie narzeka.

Ten cykl ma lepsze i gorsze tomy. Są takie przy których nie potrafię się oderwać od książki i takie, które czyta się dobrze, ale w sumie nic specjalnego. I ta część należy do tej drugiej grupy. Nie jest nudno, ciągle coś się dzieje, ale czegoś mi zabrakło. A może po prostu głupota Sookie częściej się ujawnia i odbiera przyjemność czytania.
Jeśli ktoś liczył na rozwinięcie romansu z Erikiem, to się zawiedzie. W tym tomie autorka skupia się raczej na zmiennokształtnych, a szczególnie na wilkołakach, ich prawach i obyczajach. Mnie to akurat jakoś szczególnie nie porwało, ale niewątpliwie wnosi coś nowego w całą serię. W końcu ile można wałkować ciągle te same prawa i problemy wampirów. Fajnie, że Harris rozwija też wątki innych istot nadnaturalnych. A wampirów tym razem trochę mniej, przez całą książkę przewija się tylko nowy barman Erica, gdzieniegdzie pojawi się Bill albo nowy przyjaciel Tary.

Właściwie nawet nie wiem co mam napisać o tej części, naprawdę przebrnęłam przez nią bez większych emocji. No, może tylko momentami wkurzałam się na Sookie. Bo tu jej się spalił kawałek domu, a ona nie dość, że podeszła do tego na zasadzie „się spalił, się odbuduje” to jeszcze chwilę później tu sobie flirtuje, tam się z kimś całuje i generalnie cieszy się jak nastolatka, że tylu facetów się za nią ugania.

No i tłumaczenie. Po raz kolejny strasznie mnie denerwowało i mam wrażenie, że gdyby był inny tłumacz, to książka dużo by zyskała. Nawet zaczęłam rozważać czytanie w oryginale, coby sobie nerwów oszczędzić.

Mimo wszystkich minusów nadal będę czytać serię o Sookie, bo po prostu lubię. Tylko o ile pierwsze części wręcz pochłaniałam, to przy tej już tego nie było. Mam nadzieję, że to tylko jednorazowe potknięcie i kolejne znowu będą wciągać mnie maksymalnie.