środa, 26 czerwca 2013

Szczęśliwa siódemka

Tytuł oryginału: 7 up
Cykl/Seria: Stephanie Plum. Dziewczyny nie płaczą
Tom: 7
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 350
Ocena: 5/6

Fabryka Słów długo kazała nam czekać na kolejną część przygód Stephanie Plum. Dlatego kiedy wreszcie dane mi było dorwać się do tomu siódmego, pochłonęłam go w jeden dzień. Tak po prostu. To było silniejsze ode mnie. Niby wiedziałam, że mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale szybko stwierdziłam, że jednak mogą poczekać. „Szczęśliwa siódemka” wygrała z wszystkim innym i nie odłożyłam jej, dopóki nie przeczytałam ostatniej strony. Już ten fakt powinien Was utwierdzić w przekonaniu, że to jest seria, którą po prostu trzeba przeczytać. Niezmiennie bawi mnie do łez i nadal nie mam jej dość.

Tym razem Stephanie ma doprowadzić do aresztu Eddiego DeChooch’a. Co może pójść nie tak przy aresztowaniu staruszka, który ledwo widzi i ogólnie jest średnio na chodzie? Otóż, jeśli zabiera się za to Stephanie Plum, wszystko może pójść nie tak!! Nie dość, że staruszek wykiwał ją i zwiał, to jeszcze w jego szopie znajduje podziurawione zwłoki kobiety. Babcia Mazurowa zostaje porwana. Rodzina wmanewrowała Steph  w ślub z Morellim. Jej przyjaciele znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Niezmiennie obcy ludzie włamują się do jej mieszkania. I do tego wszystkiego wraca jej idealna siostra, która ma w planach zostać na dłużej.
Jak zwykle czeka Was pomieszanie z poplątaniem. No i niekontrolowane ataki śmiechu oczywiście.

To już siódma część, ja z niecierpliwością czekam na ósmą i mam wrażenie, że moje uwielbienie do tej serii nigdy nie zmaleje. I to też nie jest tak, że podchodzę do niej bezkrytycznie i nie zauważam żadnych wad. Zdaję sobie sprawę, że każda kolejna część jest pisana według tego samego schematu. Steph ma kogoś złapać, ten ktoś ucieka, po drodze okazuje się, że ktoś poluje nie tylko na zbiega, ale i na Stephanie. Zamiast rozwiązać sprawę, dzielna łowczyni komplikuje ją jeszcze bardziej. W międzyczasie babcia Mazurowa wyskakuje z jakimś numerem, a matka Steph dostaje palpitacji. Tak to mniej więcej wygląda w każdej części. Tylko co z tego. Może i schemat podobny, ale sytuacje w jakich autorka stawia główną bohaterkę niezmiennie zaskakują. Kłopoty w które pakuje się Steph są tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Bohaterowie drugoplanowi to jedna wielka parada świrów, ale dzięki temu zapamiętuje się ich naprawdę na długo. No i babcia Mazurowa! W tej części może jest jej trochę mniej, ale tyle wystarczy żeby narobić zamieszania. Konałam ze śmiechu w momencie, w którym na pogrzebie była zamknięta trumna, a babcia już zmierzała w jej kierunku z niecnymi zamiarami. Na szczęście w porę została przechwycona przez Stivę. To są te momenty, w których czytelnik nauczony poprzednimi doświadczeniami po prostu wie, co się wydarzy, a i tak czeka na nie i płacze ze śmiechu. Dlatego mimo, iż każdą część można czytać jako samodzielną powieść i bez problemu się w nich odnaleźć, to ja jednak zdecydowanie polecam zacząć od początku. Głównie dlatego, że szkoda stracić tyle dobrej zabawy zaczynając od siódmej części. Ale też mimo wszystko, jak to z większością serii bywa, wszystko jest wtedy bardziej zrozumiałe. I nie zrażajcie się tym, że to już siódma część, i tyle jest do nadrobienia. Po pierwsze – gwarantuję Wam, że warto. A po drugie, te książki czyta się tak błyskawicznie, że nawet nie zauważycie, kiedy skończycie siódmą i będziecie czekać na kolejne. Niezmiennie polecam!!


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Wilczy trop - Patricia Briggs

Tytuł oryginału: Cry Wolf
Cykl/Seria: Alpha & Omega
Tom: 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 432
Ocena: 4/6

Gdyby nie fakt, że ta książka została wydana przez Fabrykę Słów, to pewnie by mnie do niej jakoś szczególnie nie ciągnęło. Ale przyzwyczajona do tego, że od Fabryki zawsze czytelnik dostaje dobre pozycje sięgnęłam bez większego wahania. No i dawno nie czytałam nic o wilkołakach, więc stwierdziłam, że jakieś krwiste urban fantasy bardzo mi się przyda. Do tego nazwisko autorki, z którą ja co prawda jeszcze nie miałam przyjemności, ale nasłuchałam się tyle zachwytów, że warto by się zapoznać. Czyli wszystko wokół przemawiało za tym, żeby po książkę jednak sięgnąć. Toteż sięgnęłam. I cóż mogę rzecz. Podobało się, jak najbardziej. Dobra fabuła, tylko ten wątek miłosny zepsuł mi całą przyjemność z lektury.

Ale po kolei. Poznajcie Annę, która została kilka lat wcześniej przemieniona w  wilkołaka wbrew swojej woli. Anna żyje w stadzie, w którym nie dzieje się najlepiej, więc pewnego dnia zdobywa się na odwagę i dzwoni do wilkołaczego szefa wszystkich szefów – Marroka. Ten, zaniepokojony stanem rzeczy wysyła do Chicago swojego syna i człowieka od brudnej roboty w jednej osobie – Charlesa. Po posprzątaniu bałaganu, chłopak zabiera Annę ze sobą. A przy okazji okazuje się, że Anna nie jest jakimś tam zwykłym wilkołakiem, lecz Omegą, co oznacza, że jest poza jakimikolwiek układami i zależnościami w stadzie. Bardzo to rzadkie i bardzo przydatne, jak się później okazuje.
Anna musi zmierzyć się nie tylko z przeprowadzką w nowe miejsce, ale i kłopotami, które zagościły na terytorium Marroka. Turyści znikają w tajemniczych okolicznościach i wszystko wskazuje na zdziczałego wilkołaka. Charles i Anna zostają wysłani w góry, żeby zaprowadzić porządek. Jednak to, co tam zastaną zaskoczy nawet samego Marroka, a po tylu wiekach na tym świecie naprawdę nie jest to łatwe.

Miałam problem z oceną tej książki, ale ostatecznie ocena będzie raczej pozytywna, mimo pewnych niedociągnięć. Po pierwsze, przy takiej ilości powieści o wilkołakach, jakie mamy na rynku naprawdę ciężko jest jeszcze wymyślić coś oryginalnego, tymczasem Briggs jednak się udało. Pomysł z Omegą naprawdę mi się spodobał i ciekawie ten wątek został pociągnięty. Tylko sama Anna momentami mnie irytowała niemożliwie.
Właściwie jedyne, co tak naprawdę mnie drażniło to wielka miłość od pierwszego wejrzenia Anny i Charlesa. Ja jeszcze zdzierżę wątki miłosne jeśli są gdzieś lekko w tle i nie wykrzywia mnie od nadmiaru słodyczy. Ale tutaj po prostu nie wyrabiałam na zakrętach czasami. On taki piękny, ona niesamowita i po pięciu minutach znajomości są w stanie dać się zabić za to drugie. Ja mówię stanowcze nie, ale też wiem, że są czytelnicy, którzy lubią tego typu wątki.
Jeśli o tym zapomnieć, to dostajemy całkiem zgrabną i pełną akcji powieść. Szczególnie pod koniec, kiedy akcja przyspiesza i już naprawdę ciężko się oderwać od lektury. Właściwie dopiero w drugiej połowie książki autorka nadrobiła to, czego mi brakowało na początku. Ważnych wydarzeń było bez liku, tylko niestety Briggs nie poświęcała im tyle uwagi ile bym oczekiwała, bardziej skupiając się na relacji Anny i Charlesa. Poprawia się to na szczęście pod koniec, dlatego czuję się mimo wszystko w miarę usatysfakcjonowana. Ciągle nie mam pewności, czy sprawiedliwą ocenę wystawiłam tej książce. Bo co prawda nie padłam z zachwytu, ale przez okno też jej jednak nie wyrzuciłam. Nie żałuję, że po nią sięgnęłam, po kolejną część też chętnie sięgnę, z nadzieją, że będzie tak dobra, jak druga połowa pierwszego tomu ;)
A więc czytelniku, jeśli lubisz urban fantasy, wilkołaki i wątki miłosne to jest to lektura dla Ciebie!