piątek, 29 listopada 2013

Phil Collins. Człowiek orkiestra – Maurycy Nowakowski

Cykl/Seria: Gwiazdy sceny
Wydawnictwo: Anakonda
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 224
Ocena: 5.5/6

Po przeczytaniu tej książki mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie mogłaby mieć lepszego tytułu niż „Człowiek orkiestra”. Lubię czytać biografie, czasem nawet tych osób, których życie nieszczególnie mnie interesuje, jeśli są dobrze napisane. A biografię Collinsa czyta się jak najlepszą powieść. Nie wiem czy to zasługa talentu autora, czy po prostu Phil miał tak intensywne i ciekawe życie. Pewnie jedno i drugie. Ale jedno jest pewne, to naprawdę świetna książka!!

W sumie do tej pory nigdy się jakoś szczególnie nad życiem Phila Collinsa nie zastanawiałam. Bardzo lubię zarówno Genesis, jak i jego solową twórczość, ale człowiek, który tę muzykę tworzył był mi zupełnie obcy. A szkoda. Bo powiem Wam, że jeśli sięgnie się po biografie ulubionych wykonawców, poczyta o tym, w jakich okolicznościach powstawały nasze ulubione piosenki i co się wtedy w życiu autora tych piosenek działo, to naprawdę zmienia nam odbiór danej muzyki. I to wcale nie na gorsze.
No i bez wątpienia wielką zaletą jest to, że Maurycy Nowakowski prowadzi nas przez życie Collinsa z taką lekkością i naturalnością, że nawet nie zauważa się upływu stron. I mimo, że tych stron jest zaledwie dwieście, to jednak Phila zdążymy poznać całkiem dobrze.
A co najlepsze, ta książka wzbudza emocje! Mówiłam, że jest jak najlepsza powieść, a chyba nawet lepsza, bo tu oglądamy historię napisaną przez samo życie, a nie w głowie pisarza. Przyglądamy się z boku, przeżywamy z bohaterem wszystkie wzloty i upadki, czasami jesteśmy na niego źli, czasami wybuchamy śmiechem, czasami współczujemy mu niesprawiedliwości, ale zawsze towarzysza temu prawdziwe emocje.

Tak to już jest z tymi biografiami, czasem człowiek wsiąka na dobre, czasem nie. Niejednokrotnie spotkałam się z tym, że o ile sama biografia bardzo mnie interesowała, to była napisana tak, że po prostu męczyłam się psychicznie w trakcie czytania. Tutaj nie miałam z tym uczuciem do czynienia nawet przez sekundę. Fascynujący człowiek, fascynująca biografia!

„Człowiek orkiestra” poza tym, że opowiada nam życie wspaniałego muzyka, niesie też ze sobą refleksję. Po raz kolejny okazuje się, że życie w świetle reflektorów potrafi być bardzo przygnębiające, a światowa sława nie powinna wygrywać z ciepłem domowego ogniska. Zachęcam się do zapoznania z tą nie zawsze pełną radości opowieścią. Zaręczam, że warto.

https://www.facebook.com/WydawnictwoAnakonda?fref=ts

niedziela, 17 listopada 2013

Na szczęście mleko… – Neil Gaiman

Tytuł oryginału: Fortunately, the Milk...
Wydawnictwo: Galeria Książki
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 160
Ocena: 6/6

To zabawne, jak niektóre książki potrafią trafić w idealny moment. Wiecie, o czym mówię, taka sytuacja, że idziecie do skrzynki pocztowej, a tam czeka na Was właśnie ta książka, której akurat potrzebujecie w obecnym stanie ducha. Albo woła Was z księgarnianej półki. Co prawda, jeśli o mnie chodzi, to książki Gaimana zawsze będą dla mnie idealne w każdym stanie ducha, ale to już inna historia.
W każdym razie, wyobraźcie sobie, leżę drugi tydzień w łóżku z kręgosłupem, który znowu odmawia współpracy. Leżąc w łóżku nie da się robić za wiele, więc czytam. Ale uwierzcie, że po jakimś czasie ma się dość. I wtedy okazuje się, że w skrzynce czeka na mnie „Na szczęście mleko…”. Mimo ogólnej niechęci do wszystkiego porywam ją i zaczynam czytać. I po raz kolejny okazuje się, że Gaiman jako jeden z nielicznych autorów bezbłędnie potrafi sprawić, że zapomnę o całym świecie, łącznie z bólem i całą resztą atrakcji.

Minusem jest to, że po czterdziestu minutach książka mi się skończyła. Ale uwierzcie, że miałam ochotę zacząć czytać od nowa ;) Tutaj muszę od razu dodać, że jest to książka dla dzieci, więc liczy zaledwie 60 stron i zawiera dużo ilustracji, więc czyta się błyskawicznie. Ale ten klimat gaimanowski jest niesamowity. Do tego ilustracje Chrisa Riddella też robią swoje. Niejednokrotnie po przeczytaniu paru zdań zatrzymywałam się na chwilę, żeby dokładnie przyglądać się ilustracjom dotyczącym tego, o czym akurat czytam. I muszę Wam powiedzieć, że rzadko kiedy trafiają się książki, w których ilustracje są tak doskonale zgrane z tekstem. Każdy najmniejszy szczegół opisany przez Gaimana, jest potem przez Riddell odtworzony.

A i sama historia już od początku wywołuje uśmiech na twarzy. Wszystko zaczyna się od tego, że mama wyjeżdża w delegację. Informuje wtedy tatę, żeby nie zapomniał kupić mleka. Niestety tato zapomina i biedne dzieci nie maja z czym zjeść płatków. Jak sami rozumiecie, jest to tragedia. Dlatego tato czym prędzej biegnie do sklepu na rogu, żeby owe mleko zakupić. Ale coś długo nie wraca, dzieci zaczynają się niecierpliwić. Dlatego kiedy w końcu doczekały się powrotu taty, zażądały wyjaśnień. I tu zaczyna się cała opowieść, właśnie w momencie, kiedy tato opowiada co go spotkało w drodze ze sklepu. Musicie się przygotować na spotkanie z śluzowatymi obcymi, piratami, gniewnymi bogami wulkany, wumpirami, międzygalaktyczną policją. I kucykami. Nie wolno zapominać o kucykach ;)

Myślę, że fanów Gaimana nie trzeba zachęcać do sięgnięcia po tą książkę. A jeśli jednak trzeba, to niniejszym zachęcam ;) Pozostałych tez zachęcam gorąco, niezależnie od tego, czy chcecie coś fajnego poczytać swoim dzieciom, czy sami wybrać się w tą niesamowitą podróż. Zachęcam po stokroć!
Spotkałam się z opinią, że niektórzy bohaterowie mogą młodsze dzieci przestraszyć, ale ja tak nie myślę. Oczywiście to też zależy od dziecka, ale powiem Wam, że jeśli rodzice przychodzą do mnie do księgarni po Monster High dla pięcioletnich dziewczynek i to jest ok, a Gaiman jest w tym momencie nieodpowiedni to coś na tym świecie jest nie tak ;) Ja mam czteroletnią siostrzenicę i bez wahania przeczytałabym jej tę książkę. Każdy swoje dziecko zna i wie czy coś je wystraszy czy nie. A żeby to zweryfikować, wystarczy przejrzeć ilustracje. Tylko naprawdę wątpię, żeby dzieci w wieku 8-10 lat miały się wystraszyć piratów, kosmitów czy nawet wumpirów, które bądź co bądź są przedstawione w bardzo zabawny sposób.

Ta książka jeszcze raz utwierdza w przekonaniu, że Gaiman niezmiennie potrafi pisać dla czytelnika w każdym wieku, a jego wyobraźnia nie ma granic. Ja jestem jak zwykle zachwycona i polecam gorąco!

http://www.galeriaksiazki.pl/

czwartek, 14 listopada 2013

Pretty Little Liars. Sekrety- Sara Shepard


Tytuł oryginału: Pretty Little Secrets
Cykl/Seria: Pretty Little Liars
Tom: 4.5
Wydawnictwo: Otwarte
Oprawa: miękka
Rok wydania: 20
13
Ilość stron: 450
Ocena: 4/6

„On wie, kiedy zasypiasz,
Wie, kiedy budzisz się,
Wie, gdy okropnie broisz.
Błagam, zachowuj się!”
Fragment piosenki Santa Claus Is Coming to Town

Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy zostaną u nas wydane te części PLL, które są jakby uzupełnieniem do serii. Oto i odpowiedź. Dzięki wydawnictwu Otwarte, w Wasze ręce trafiają „Sekrety”. Chronologicznie wydarzenia są umieszczone po czwartym tomie, ale nie stwarza to czytelnikowi problemu, ponieważ wydarzenia opisane w książce są zupełnie niezależne od pozostałych tomów. Co prawda jeśli ktoś jest na bieżąco z serią, czyli myślami przy tomie jedenastym, to czeka go mała wyprawa w przeszłość, ale powiem Wam, że jest to nawet przyjemne. To, co w naszej pamięci zostało zatarte, pani Shepard na bieżąco przypomina, więc naprawdę można czytać bez obaw.

Specyficzne w tym tomie jest już samo prowadzenie fabuły. Przyzwyczailiśmy się, że historie czterech przyjaciółek przeplatają się ze sobą przez całą książkę. A tu niespodzianka. „Sekrety” podzielone są na cztery części i każda dotyczy tylko jednej z dziewczyn. Ogólnie wszystkie cztery historie rozgrywają się w okolicach Bożego Narodzenia, ale każda jest odrębną opowieścią i dziewczyny nawet nie mają wtedy ze sobą kontaktu.
„Słodki sekret Hanny” to, jakżeby inaczej, problemy z chłopakiem, popularnością, niedawno nabytą siostrą i zrzuceniem kilku kilogramów. Chciałabym powiedzieć, że poczynania Hanny mnie zaskoczyły, ale tak nie było. Co prawda czytałam o jej przedświątecznych przygodach z zainteresowaniem, ale mimo wszystko to było takie dla niej typowe!
Dużo lepiej przedstawia się „Słodki sekret Emily”. Em dla odmiany potrafiła mnie zaskoczyć, i to bardzo! Zostaje wmanewrowana w pracę jako Święty Mikołaj w centrum handlowym, żeby zdemaskować wandali niszczących w okolicy świąteczne dekoracje. A jak najlepiej poznać wszystkie plany wandali? Stać się jednym z nich! Oj, powiem Wam, że Emily w tym roku zdecydowanie nie zasłużyła na prezenty od Mikołaja ;)
„Słodki sekret Arii” na początku nie zapowiada się dobrze, bo – a jakże – dotyczy problemów sercowych. Jednak wraz z pojawieniem się na progu dawnego chłopaka z Islandii cała sprawa nabiera rumieńców i robi się naprawdę ciekawie. Jak na tak inteligentną dziewczynę, Aria zdecydowanie bywa za bardzo naiwna i lekkomyślna.
„Słodki sekret Spencer” to też nic innego, jak kolejny chłopak, na którego ostrzy sobie pazury Spence. Niestety nie tylko ona. I tutaj znowu na scenę wkracza niezdrowa rywalizacja między siostrami, która dla niektórych skończy się bardzo nieprzyjemnie.
I oczywiście nie może zabraknąć też A. Jednak tym razem A. tylko obserwuje. I zbiera informacje, które bardzo mogą się przydać w przyszłości.

Ogólnie książkę odebrałam bardzo pozytywnie. Lubię takie dodatki do serii, które na chwilę odrywają nas od głównych wydarzeń i dzięki temu pozwalają lepiej poznać bohaterów. W przypadku PLL wydaje nam się, że po jedenastu tomach znamy dziewczyny jak własną kieszeń, a tu niespodzianka! Nie zapominajcie, że nasze kłamczuchy mają jeszcze wiele sekretów, które A. chętnie ujawni.
Najbardziej przypadła mi do gustu historia Emily, to pewnie dlatego, że jako jedyna nie krążyła wokół problemów sercowych. Ale to nie znaczy, że pozostałe były złe. Myślę, że każdy fan PLL poczuje się usatysfakcjonowany, szczególnie, że zbliżają się święta i pani Shepard wprowadza nas tutaj w bardzo świąteczny klimat ;) Tylko niech Wam nie przyjdzie do głowy zaczerpnąć pomysłów od naszych ulubionych kłamczuch, bo wtedy możecie mieć pewność, że Mikołaj nie odwiedzi Was w tym roku ;)

http://otwarte.eu/

sobota, 9 listopada 2013

The Lying Game. Gra w kłamstwa - Sara Shepard

Tytuł oryginału: The Lying Game
Cykl/Seria: The Lying Game
Tom: 1
Wydawnictwo: Otwarte
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 296
Ocena: 5/6

„Jesteśmy tym, kogo udajemy,
I dlatego musimy bardzo uważać, kogo udajemy”.
K. Vonnegut, Matka noc, tłum. L. Jęczmyk


Niech rozpocznie się Gra w Kłamstwa! Zaręczam Wam, że będziecie zdziwieni, jak w dzisiejszych czasach bawią się znudzone, bogate nastolatki.

Z książkami Sary Shepard mam to szczęście/nieszczęście (zależy jak na to spojrzeć), że zawsze najpierw oglądam serial na podstawie jej serii książek a dopiero potem doczekam się polskiego wydania. O ile przy PLL jeszcze jakoś mniej więcej akcja szła podobnie, to TLG różni się diametralnie, dlatego pierwsza część serii zaskoczyła mnie zupełnie. Kto serial oglądał, ten różnice wyłapie już na samym początku.

Emma miała dość  ciężkie życie, od dziecka tułała się po rodzinach zastępczych, nigdzie nie zagrzała na dłużej miejsca. Zawsze marzyła o rodzinie, takiej prawdziwej, z mamą, tatą i wspólnymi posiłkami. Zawsze też, gdzieś w głębi duszy wiedziała, że te marzenia nigdy się nie spełnią. Aż krótko przed swoimi osiemnastymi urodzinami trafia w sieci na filmik, gdzie ktoś dusi dziewczynę, która wygląda identycznie jak Emma. Po pierwszym szoku postanawia działać i dzięki wszechwiedzącemu facebookowi, odnajduje dziewczynę z filmu, która najprawdopodobniej jest jej siostrą bliźniaczką. Dziewczyny całe życie nie miały o sobie pojęcia, a jednak po tylu latach przypadek sprawił, że dowiedziały się o swoim istnieniu. Emma wyrusza do Tucson, żeby spotkać się z siostrą, jednak na miejscu okazuje się, że Sutton zniknęła, a Emma została wmanewrowana w udawanie siostry. I co najlepsze, nikt się nie zorientował, że to nie ta siostra. Dziewczyna musi odnaleźć się w życiu, które należy do kogoś innego, a na dodatek jest tak inne od tego, które do tej pory prowadziła. Oto, jak Emma zostaje wręcz wrzucona w życie, o jakim zawsze marzyła. Tylko czy aby na pewno to jest właśnie to, czego dziewczyna zawsze pragnęła? Po pierwsze, Sutton zniknęła, więc Emma musi się jak najszybciej dowiedzieć, co jej się przydarzyło. Po drugie, im więcej dowiaduje się o siostrze, tym większe ma wątpliwości, czy powinna była tu przyjeżdżać. Okazuje się, że identyczne bliźniaczki są identyczne tylko z wyglądu, bo charakter Sutton pozostawiał wiele do życzenia, dlatego też lista osób, które chciałyby jej zniknięcia jest naprawdę imponująca. Na szczęście Emma jest zdeterminowana i postanawia za wszelką cenę dowiedzieć się, co przydarzyło się siostrze.

Sara Shepard powinna dostać jakieś wyróżnienie dla autorów, którzy wymyślają najbardziej pokręcone fabuły ;) Doprawdy, już same zasady Gry w Kłamstwa przyprawiają o gęsią skórkę. A kiedy czytam, że autorka pisząc inspirowała się własnymi doświadczeniami ze szkoły średniej to już naprawdę nie wiem, co o tym myśleć ;) Od początku nie miałam wątpliwości, że Tle Lying Game wciągnie mnie równie mocno, jak PLL. To było wręcz oczywiste. I jeśli mam być szczera, to teraz na kolejny tom TLG czekam chyba z większą niecierpliwością niż na PLL. Oby więcej było takich autorów, a dzięki temu przynajmniej coś ciekawego będzie się działo na rynku literatury młodzieżowej.
„Gra w kłamstwa” napisana jest lekkim, młodzieżowym językiem, czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Intryguje też narracja, która prowadzona jest z dwóch perspektyw. Jedna to oczywiście świat widziany oczami Emmy, druga już mniej zwyczajna to Sutton obserwująca poczynania siostry. Przy czym nie jest to zwyczajne obserwowanie, Sutton patrzy z perspektywy ducha. Tak, moi drodzy, już na początku okazuje się, że Sutton nie żyje i jako duch towarzyszy siostrze, tylko obserwując, bo nie jest w stanie w żaden sposób ingerować w wydarzenia. Wprowadzenie wątku paranormalnego to odważne posunięcie, ale jakoś tak się to zgrało z całą resztą, że naprawdę  sensownie wyszło. Więc nie pozostaje mi nic, tylko polecić. Nie tylko młodzieży, bo jak widać po mnie, nie tylko młodzież daje się wkręcić w intrygi pani Shepard ;)

http://otwarte.eu/