Wydawnictwo:
Replika
Oprawa:
miękka
Rok
wydania: 2014
Ilość
stron: 200
Ocena:
3.5/6
Na basenie
w Gdańsku zostają znalezione okaleczone zwłoki mężczyzny. Został on zamordowany
i pozbawiony gałek ocznych, za jego uchem odkryto tajemniczy tatuaż. W krótkim
czasie pojawiają się kolejne zwłoki a śledztwo przeradza się w poszukiwania
seryjnego mordercy. Nadkomisarz Maciej Szwerman i młodszy aspirant Jerzy
Woźniak mają pełne ręce roboty, i mimo, że działają dosyć szybko i sprawnie,
zawsze pozostają o krok za mordercą.
W moim
odczuciu jest to bardzo nierówna książka. Z jednej strony naprawdę dobry pomysł
na fabułę i śledztwo, z drugiej dosyć przeciętne wykonanie i zdecydowanie za
szybko poprowadzona akcja. Do tego trochę się rozczarowałam, kiedy okazało się,
że „Sanktuarium śmierci” to wznowiona przez inne wydawnictwo i pod innym
tytułem „Siostrzyczka”, którą mam na półce od jakiegoś czasu. Nie lubię być w
ten sposób zaskakiwana.
No ale
wróćmy do fabuły. Jak już wspomniałam pomysł dobry, naprawdę mnie zaintrygowała
ta fala morderstw, która nagle przetoczyła się przez Gdańsk. Tylko problem w
tym, że przedstawienie tak skomplikowanej intrygi na dwustu stronach nie jest
najlepszym rozwiązaniem. Wiele wątków, i to dosyć istotnych, jest tak pobieżnie
przedstawionych, niektóre ledwie wspomniane, że czytelnik prawie nie jest w
stanie zarejestrować tego, że miały miejsce. Gdyby autor trochę rozbudował
książkę, to myślę, że mogłaby z tego wyjść całkiem zgrabna powieść. A tak ta
książka przypomina mi trochę odcinek serialu CSI, każde morderstwo rozwiążemy w
45 minut. Zdecydowanie za szybko, szczególnie, że czytelnik, kiedy sięga po
kryminał oczekuje kilku godzin pełnych napicia i dreszczyku emocji, a tutaj nie
ma nawet kiedy tego napięcia i dreszczyku poczuć.
Główni
bohaterowie dają się lubić, ale ich charakterystyka jest praktycznie żadna. Coś
tam niby jest wspomniane o ich życiu prywatnym, ale są to takie drobnostki, że
po prostu nie ma możliwości zżyć się z nimi.
No i zabił
mnie pan nadkomisarz, który uciekając po wybuchu odwrócił się i tak po prostu
sobie założył, że ten, kto biegł za nim nie żyje. Bo po co sprawdzać.
Podsumowując,
czyta się błyskawicznie, w ogóle wszystko w tej książce dzieje się
błyskawicznie. Dosyć fajna lektura, o ile szukacie czegoś niezbyt wymagającego.
Jeśli ktoś spodziewa się przyprawiającego o dreszcze kryminału, może się rozczarować.
Bardzo się cieszę, że trafiłam dziś do ciebie, bo od paru dni zastanawiałam się, czy zaznajomić się z ''Sanktuarium śmierci'', gdyż fabularnie wzbudził moją ciekawość. Niemniej jednak widzę, że ogólnie szału nie ma. Zatem chyba spasuje.
OdpowiedzUsuńMakabra to jest to co lubię w dobrym kryminale, ale chyba w tej książce tego nie znajdę, wnioskując po Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze książka nie spodobała się Tobie, tak jak mnie :/
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedną niepochlebną opinię na temat tej pozycji. W dyskusję włączył się autor, który mówiąc łagodnie nie był zadowolony z niskiej oceny swojego utworu. Nie popisał się niestety ani taktem ani elokwencją. Mówiąc krótko napadł na autorkę recenzji. Ta sytuacja pozostawiła tylko niesmak.
OdpowiedzUsuńOj, kompletny niewypał, dzięki za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Zwróciłaś uwagę na te same mankamenty co ja.
OdpowiedzUsuńSłaba książka.
Chyba nie warta mojej uwagi. A pan nadkomisarz to na prawdę ciekawy przypadek ;P
OdpowiedzUsuńCzytałam poprzednie wydanie, ale mnie nie zachwyciło. Na pewno jednak spróbuję jeszcze sięgnąć po inne książki autora.
OdpowiedzUsuńNie chcę się rozczarować :(
OdpowiedzUsuńChyba spasuję, nie czuję się wystarczająco zachęcona ;)
OdpowiedzUsuń