"In those moments that most
people say, 'I can't.', most people say, 'self preservation', most people say,
'What if?'...we say, 'What if?', the other way. What if you land it? What if it
is possible?"
Pod
ostatnią recenzją napisałam, że wyjeżdżam i po powrocie zamierzam katować
opowieściami o tym wyjeździe każdego, kto zechce słuchać. Każdego, kto nie zechce też ;) No to
wróciłam. A gdzie byłam? W Pradze moi drodzy. Z tym, że to nie Praga była
głównym celem mojej podróży, lecz Nitro Circus. Co to? O tym za chwilę.
Powiem
jedno – niektórzy twierdzą, że boga nie można zobaczyć. Cóż, ja mojego
widziałam tydzień temu, stał kilkanaście metrów ode mnie i okazał się jeszcze
większym świrem, niż sądziłam. Kto to taki, kto to taki? Travis Pastrana.
Travis
jest legendą sportów ekstremalnych i legendą w ogóle. Naprawdę, różne ludzie
mają autorytety, ale jak się nad tym zastanowię, to nie przychodzi mi na myśl
nikt inny, kto tak bardzo potrafi pokazać ludziom dookoła, że życie to jedna,
wielka przygoda. Że nie ma rzeczy niemożliwych. Że wystarczy chcieć. Że „If you
ride it – jump it”, nie ma zatrzymywania się w połowie drogi i rezygnacji, bo
coś nam nie wychodzi. Że złamany kręgosłup nie jest żadną przeszkodą, tak jak
nie jest przeszkodą połamana każda kość
w ciele i kilkadziesiąt wstrząsów mózgu. Tak, on zaliczył to wszystko, m.in.
oderwanie miednicy od kręgosłupa w wieku lat piętnastu, ludzie mało kiedy
przeżywają ten uraz. Jeśli im się uda, to do końca życia są sparaliżowani. Ale
Travis ma 199 żyć. On nie tylko przeżył, ale i chodzić. I oczywiście znowu
wsiadł na motocykl. Pół roku po tym urazie nie tylko wygrał, ale pobił
dotychczasowy rekord na zwodach X Games. Bo życie bez adrenaliny jest zwyczajnie nudne.
A Travis jest uzależniony od adrenaliny w sposób, którego nie da się wyleczyć.
Całe jego życie to przekraczanie granic i pokazywanie, że wszystko jest
możliwe. On po prostu kocha to, co robi, całym sobą. Nawet inni zawodnicy
twierdzą, że kiedy patrzy się na Travisa, i na to co osiągnął, ma się ochotę
wyjść, zrobić coś, połamać się, po czym wstać i zrobić to jeszcze raz. Ten
facet w ciągu 29 lat swojego życia zrobił więcej szalonych rzeczy, niż
większość ludzi w ciągu kilku żywotów. U niego wszystko jest na zasadzie „eeeee,
zobaczymy jak będzie”. W połączeniu z wiecznym uśmiechem na jego twarzy i
uniesionymi kciukami, to coś rozbrajającego ;)
Pozwólcie,
że zademonstruję kilka z jego pomysłów.
Wyskoczyć
z samolotu bez spadochronu? Dlaczego nie.
Skoczyć
na motocyklu do Wielkiego Kanionu?
Jasne!
Jako
pierwszy na świecie, zrobił podwójnego backflipa. Tylko po to, żeby pokazać, że
jest to możliwe. Dało mu to złoty medal na zawodach X Games w 2006 roku. Powiedział wtedy, że nie zamierza tego
powtarzać.
Jednak
w tej kwestii złamał obietnicę i niedawno on i Cam Sinclair zrobili to
ponownie.
Jakiś
czas temu Travis dla własnego bezpieczeństwa przesiadł się z motocykla na
samochód. Nie potrzebował dużo czasu, żeby zacząć wygrywać. Jeszcze mniej, żeby
i w tym sporcie pokazać, że jeszcze wiele rzeczy niemożliwych jest do
zrobienia. Dlatego wykonał skok swoim subaru na 83 metry.
Takich
przykładów jest tyle, że nie da się tego policzyć. I właśnie ten człowiek
zebrał ekipę świrów, takich jak on tworząc Nitro Circus. I tak wędrują sobie po
świecie, robiąc rzeczy, które nikomu poza Travisem nie przyszłyby do głowy.
Miałam to szczęście, że wyruszyli w trasę po Europie. Kiedy o tym usłyszałam byłam
pewna, że pojadę wszędzie żeby to zobaczyć. Na szczęście nie musiałam
jechać daleko, bo jeden przystanek mieli
w Pradze. Miałam też, szczęście, że nie musiałam tej dzikiej radości przeżywać
sama. Rok temu na Red Bull X-Fighters poznałam drugą taką wariatkę, z którą
każda impreza motocrossowa nabiera innego znaczenia. Lepszego. Bo radość, którą
dzieli się z kim odczuwa się jeszcze mocniej.
Na
Nitro Circus czekałam od marca, od momentu kiedy kupiłam bilety. Odliczałam
dni, i mimo, że z ponad dwustu robiło się sto, potem pięćdziesiąt, dwadzieścia,
dziesięć, ja nadal nie mogłam uwierzyć, że zobaczę to na własne oczy.
Ale
w końcu nadszedł ten dzień, a właściwie noc. Wyruszyłyśmy do Pragi. Miałam trzy
dni na zwiedzanie tego przepięknego miasta, tyle do zobaczenia, a gdzieś tam z
tyłu głowy ciągle była ta myśl, że co tam Praga, niech czas przyspieszy i
wreszcie będzie Nitro. Ale czas nie przyspiesza, a zwiedzanie Pragi było
naprawdę wspaniałe. Nawet jeśli było na totalnym spontanie, bez żadnych
wielkich planów. Zobaczyłyśmy wszystko, co chciałyśmy zobaczyć, na każdym kroku
los się do nas uśmiechał, zrobiłyśmy prawie 900 zdjęć i przywiozłyśmy głowę
pełną wspomnień.
Zwiedzanie
było pełne wrażeń, Praga przecudowna, ale to na poniedziałkowy wieczór
czekałam. Nawet stojąc pod O2 Areną nie mogłam uwierzyć, że to już, zaraz, za
chwilę. Wchodząc do środka, zajmując miejsca nadal nie mogłam uwierzyć, że to
się dzieje naprawdę. Ale działo się. I to jak! Ponad trzy godziny czystej
adrenaliny, emocji takich, że nie da się tego opisać. Gardła zdarte od
wydzierania się, a dłonie obolałe od braw. Widziałam na własne oczy tricki, których
nie spodziewałam się zobaczyć nigdy w życiu. Były chwile, kiedy cała sala
wstrzymywała oddech z przejęcia. Były takie, kiedy wszyscy wstawali bijąc
brawo. A przede wszystkim był Travis! Dla mnie to coś niesamowitego, po tylu
latach wielbienia go, oto stał kilka metrów przede mną. I na żywo mogłam
zobaczyć jak wielką radość sprawia mu to wszystko i jak przeżywa to całym sobą.
Nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać to wszystko co wtedy czułam. To było
po prostu niesamowite. I wiedziałam, że cie wszyscy ludzie dookoła czują
dokładnie to samo. Było to widać i słychać przez cały czas.
Mam
na nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję zobaczyć Travisa, bo że będę
jeździć na imprezy motocrossowe to więcej niż pewne. To pasja, z której nigdy
się nie wyleczę. Jak to mówią „It’s In our blond, it’s In our soul”. Tak po
prostu.
Mam
nadzieję, że chociaż jedna osoba doczytała do końca. Wybaczcie, ale jeśli
chodzi o FMX, to mogę o tym mówić godzinami, więc tutaj i tak się mocno ograniczyłam ^^
Dlaczego w ogóle o tym piszę na blogu, który przecież jest o książkach? Bo
książki to pasja, tak samo jak FMX. Więc po prostu musiałam się z Wami tym
podzielić ;)
Gdyby ktoś chciał zobaczył ułamek tego, co tam się działo:
Dorzucę jeszcze kilka zdjęć z Pragi, bo zakochałam się w tym mieście :)
Trochę już jestem niewyraźna, ale jednak zmęczenie czasami wygrywało. Na szczęście na krótko. Hektolitry kawy się przelały w tej Pradze.
A
że życie mnie ostatnio rozpieszcza, to zaraz po powrocie z Pragi dowiedziałam
się, że Slash będzie grał w lutym w Spodku. Slash to z kolei moja muzyczna
miłość. Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, że marzenia się spełniają, to proszę
przeczytać tę notkę po raz kolejny :P
Życie
to magia, wiecie?:)
Swietnie, ze marzenia sie spelniaja:). Zobaczenie na zywo kogos, kogo sie uwielbia musi byc ogromnym przezyciem. Zycze, aby kolejne marzenia spelnialy sie tak pieknie, jak to, o ktorym napisalas:)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, wrażenia na pewno na bardzo długo nie zapomniane. Ja choć za sportami ekstremalnymi nie przepadam, to Pragę bym chętnie zwiedziła, od dawna mam to w planach!
OdpowiedzUsuńTo ja tylko krótko pogratuluję nadzwyczaj udanego wyjazdu i będę życzyła wielu podobnie udanych.:)
OdpowiedzUsuńCieszę się twoim szczęściem i widać, że pobyt w Pradze cię uskrzydlił. To cudownie. A zdjęcia są boskie. Nie słyszałam nigdy wcześniej o Travisie, ale zaraz poszukam więcej informacji na jego temat.
OdpowiedzUsuńAhhh a ja tylko znów mogę zazdraszczać :P
OdpowiedzUsuńAle gratuluję wyjazdu :)
Ja Travisa uwielbiam dokładnie od kiedy zobaczyłam jego skok bez spadochronu :)
ja kilkakrotnie przejeżdżałam przez Pragę, nocą wygląda cudnie , jednak nigdy jej nie zwiedzałam :) zazdroszcząc. Ciekawy wpis dodaje cię do obserwowanych, zapraszam także do siebie :)
OdpowiedzUsuńGratuluję!!! Ale Ci zazdroszczę:D:D
OdpowiedzUsuńMarzenia sa wlasnie po to, aby je spelniac. Pozdrawiam cieplo :)
OdpowiedzUsuń