Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 232
Ocena: 6/6
O książkach Olgi Rudnickiej napisałam już tyle dobrego, że naprawdę nie wiem co jeszcze mogłabym dodać ;) Już po pierwszej książce jej autorstwa („Zacisze 13”) trafiła na listę moich ulubionych autorów, nie miałam więc wątpliwości, że tym razem też mi się spodoba. „Czy ten rudy kot to pies?” to kontynuacja „Martwego jeziora”, tylko tym razem akcja skupia się na perypetiach Ulki a poszukiwania Beaty są w tle. Ulka zostaje wyrzucona z pracy i postanawia wyjechać na jakiś czas do Irlandii żeby odpocząć od wszystkiego. Oczywiście jak zwykle życie spłatało jej figla i zamiast do Irlandii trafiła do małej wioski pod Wrocławiem, gdzie policja bierze ją za poszukiwaną oszustkę. I żeby było weselej zamieszkała u faceta, którego wszyscy podejrzewają o przechowywanie zwłok przechowywanych w ogródku. Tak, takie rzeczy to tylko w wykonaniu Ulki ;) Zdawać by się mogło, że życie dziewczyny to jeden okropny zbieg okoliczności, jednak tym razem nieoczekiwanie z tego całego zamieszania wyjdzie coś dobrego.
Książki Rudnickiej mają jeden minus – są za krótkie! Dla mnie jest to lektura na jeden dzień a naprawdę nie ma się ochoty tak szybko z bohaterami rozstawać. A bohaterowie u autorki są zawsze bardzo sympatyczni. Ulka mnie urzekła – tak roztrzepana, że pakuje się w kłopoty przy każdej możliwej okazji, ma bardzo dobre serce i jest naiwna, co płeć przeciwna zbyt często wykorzystuje. Takie to stworzenie do rany przyłóż, co to zajmie się bezdomnym kotem a jak będzie potrzeba to i koniem ;] Jej charakter równoważy jej przyjaciółka Beata i brat Jacek, ale jako, że w tej części nie ma ich za wiele to Ulka zdana jest na siebie. I jak łatwo można się domyślić znowu wpakuje się w jakąś dziwną historię.
Jak zwykle też uśmiałam się przy czytaniu, uwielbiam poczucie humoru Pani Olgi, należy do nielicznego grona autorów, przy których książkach potrafię wybuchnąć śmiechem w miejscach publicznych ;)
Tym razem pięknie przedstawiła nam polską wieś, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, żaden najdrobniejszy szczegół nie ujdzie uwadze szanownych sąsiadek a jak się wyjdzie na ulicę to w każdym oknie nagle powiewa firanka. A kiedy trafi tam ktoś obcy jest traktowany co najmniej jak przybysz z obcej planety, więc wszyscy obserwują, oceniają, obgadują, ale nikt się nie odezwie bo kto to wie co to za miastową cholerę diabli przynieśli ;)
Chciałoby się żeby takie przedstawienie sytuacji było na wyrost, ale nie jest. Bo tak to u nas niestety wygląda i czytając miałam wręcz wrażenie, że powróciłam w rodzinne strony ;)
Historia jest dość przewidywalna, ale i tak wciąga do tego stopnia, że nie sposób się oderwać. Książka raczej babska, ale może jakiś pan się skusi. Pozostaje tylko pozazdrościć Oldze Rudnickiej talentu i z niecierpliwością czekać na kolejne książki.
zobaczyłam słowo "Irlandia" i serce momentalnie szybciej mi zabiło :)))))
OdpowiedzUsuńhahaha ;D
OdpowiedzUsuńNo niestety do Irlandii Ulka nie dojechała ;]
Była to pierwsza książka pani Rudnickiej, jaką przeczytałam i chyba pozostanie jedyną. Kompletnie do mnie nie trafia ta autorka. Niby wiem, że to w gruncie rzeczy czytadło i ani mądre, ani zaskakujące być nie musi, ale i tak powieść wydawała mi się momentami infantylna do obrzydliwości, a humor chwilami z wczesnego Pratchetta rodem zupełnie mi nie pasował do miejsca akcji... No ale gusta różne są.:)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzja ;)
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę ;)
nie kuś, kurcze blade... jeszcze dwa tygodnie muszę się względnie uczyć ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwysłałam ci zaproszenie na Lubimy Czytać, a laście widzę, że już się znamy :)
OdpowiedzUsuńMoreni - no co kto lubi, ale mi się i tak bardziej podobało 'Zacisze' niż 'Martwe jezioro' i 'Czy ten rudy...' :)
OdpowiedzUsuńBujaczek - skuś się :)
Varia - etam ;p w czasie sesji robi się wszystko poza nauką ;D
A na laście jakim cudem my się znamy ? ;D
Na lubimy czytać przyjęłam zaproszenie, ale ja tam na razie nic poza założeniem konta nie poczyniłam, bo nie mam czasu ;/
Muszę w końcu przeczytać tę książkę, obiecuje sobie, obiecuje i jakoś ciągle ją odkładam. Czuję, że jest idealna na rozładowanie nadchodzących, sesyjnych stresów.
OdpowiedzUsuńDosiak - na sesję jest idealna, ani nie wymaga myślenia ani dużo czasu nie zajmuje :)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie :D
OdpowiedzUsuńPowinna być w bibliotece :)
NY też uwielbiam <3 Czy też masz tak, że najchętniej oglądałabyś filmy/czytała książki, które dzieją się w jakimś wybranym mieście/kraju? xD
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości tej pani...nie wiem czy sięgnę, nie lubię przewidywalnych książek.
OdpowiedzUsuńFajny blog
zapraszam do siebie również
http://lotta-kronika-pachnacych-kartek.blogspot.com/
Oj, tak... Skandynawię ubóstwiam! <333
OdpowiedzUsuńNajchętniej czytałabym tylko książki stamtąd! : )
ale nie lubię być monotematyczna ;)
Wpadła mi ona w oko gdy byłam ostatnio w bibliotece, ale nie wiem czy przeczytam kiedyś.
OdpowiedzUsuńCzytaj, sama żałuję, że tak późno go odkryłam!
OdpowiedzUsuńSą gusta i guściki ;) Ja za pisaniem Pani Rudnickiej nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuń