Tytuł
oryginału: Töte, wenn Du kannst!
Wydawnictwo:
Dom Wydawniczy PWN
Oprawa:
miękka
Rok
wydania: 2014
Ilość
stron: 432
Ocena:
4.5/6
Tince
Hansson przytrafia się jedna z najstraszniejszych rzeczy, jakie mogą przydarzyć
się matce – jej dziecko zostaje porwane. Spuszcza Lucie z oka tylko na chwilę,
chcąc zapłacić za zakupy, ale ta chwila wystarcza, żeby dziewczynka zapadła się
pod ziemię. Lata poszukiwań nie przyniosły żadnych efektów, mimo iż komisarz
Greger Forsberg nigdy nie przestał myśleć o tej sprawie. Wyglądało na to, że
rodzice nigdy nie dowiedzą się, co stało się z ich ukochaną córeczką. Aż
pewnego dnia ojciec Lucie otrzymuje wiadomość: musi kogoś zabić, żeby
dowiedzieć się, gdzie znajduje się jego córka. I nie może pisnąć ani słowa
policji.
W tym
samym czasie seria zdarzeń w okolicy naprowadza nową policjantkę z biura Forsberga,
Selmę na pewien trop. Podążanie nim odkryje wiele nieprzyjemnych tajemnic, ale
może też jest cień nadziei, że pomoże znaleźć porywacza Lucie.
Susanne
Michschke jest podobno królową niemieckiego kryminału, która tworzy od
dwudziestu lat, więc aż dziwne, że jest to dopiero pierwsza powieść wydana w
naszym kraju. I jakaż to szkoda, bo jeśli wszystkie jej książki są tak dobre,
to naprawdę wiele tracimy!
„Zabij,
jeśli potrafisz!” to jedna z tych książek, przy których przepadamy kompletnie
po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Autorka po mistrzowsku buduje napięcie
i plecie sieć intryg tak, żebyśmy nie mogli za szybko rozgryźć zagadki.
Powiedziałabym nawet, że z każdym rozdziałem znaków zapytania przybywa,
wychodzą na jaw kolejne fakty, które ani czytelnika, ani policji nie
przybliżają do rozwiązania. A to tylko wzmaga ciekawość i sprawia, że z
chciwością przewracamy kolejne strony z nadzieją, że już za chwilę Michke rzuci
choćby odrobinę światła na wydarzenia.
Wielki
plus należy się też za kreację bohaterów. Zazwyczaj w kryminałach nie lubię,
kiedy wywlekane są wątki obyczajowe i robią, za długą moim zdaniem, przerwę w
głównym wątku. Wolę kiedy koncentrujemy się na śledztwie i bez przeszkód
podążamy kolejnymi tropami. A tutaj niespodzianka. Życie bohaterów jest opisane
dosyć dokładnie, i to nie tylko postaci pierwszoplanowych. Bardzo dużo
dowiadujemy się o rodzicach Lucie, o Forsbergu i Selmie, ale też o innych
postaciach, które mają mniejsze znaczenie. Generalnie każdy bohater, który
pojawia się w książce niesie za sobą jakąś historię, zazwyczaj pozornie niezwiązaną
w żaden sposób z głównym wątkiem, jednak i w tej materii autorka
niejednokrotnie nas zaskoczy. I co najważniejsze, bardzo mi to odpowiadało,
przy całej mojej niechęci do rozwlekania wątków pobocznych. Z tym, że Mischke
zrobiła to tak umiejętnie, że każdy z nich jest istotny, nie ma tu zbędnego
pisania, żeby tylko wypełnić czymś strony.
Fabuła
książki jest bardzo złożona, śledzimy jednocześnie kilka z pozoru nie
powiązanych ze sobą wątków, ale wszystko jest tak dobrze skonstruowane, że nie
ma jak się pogubić. Zaskakująco dobry kryminał, naprawdę nie spodziewałam się.
Że w moje ręce trafiła aż taka perełka! I jeśli inne książki autorki są tak
samo dobre, to mam nadzieję, że już niedługo będziemy mieli okazje znaleźć je w
księgarniach ;)
Złożone i wielowątkowe książki są zawsze mile widziane u mnie ;)
OdpowiedzUsuńDzięki słowom "złożone i wielowątkowe" na pewno przeczytam tę książkę. Lubię takie powieści. A i Twoja ocena bardzo mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/